Czułem, że klacz mnie śledzi. Nadal. Nie dość, że poznała me imię to jeszcze będzie mnie śledzić? Nie.
- Jak tam na górze idzie Ci śledzenie mnie? - zapytałem a klacz do mnie podleciała.
- Całkiem dobrze, lecz żałuję, że nie potrafię być niewidzialna. - mruknęła i w ogóle nie patrzyła się na mnie, lecz na księżyc. Westchnąłem cicho. Bałem się, że już niedługo wszyscy się dowiedzą o tym, że jestem duchem i że... Mam zamiar odnaleźć Artefakty. Nie chciałem, aby tak szybko się wszyscy o tym dowiedzieli. Klacz najwyraźniej chciała się dowiedzieć już teraz, lecz ja nie miałem takiego zamiaru jej mówić. Nagle przyszedł mi do głowy pomysł... Ona błagała mnie o imię... To teraz wybłagam ją! Ciekaw jestem, jaką ma moc.
- Jakie masz moce, moja droga? - zapytałem i spojrzałem na nią poważnym wzrokiem.
- Jakieś. - prychnęła klacz a ja się tylko zaśmiałem.
- Jakieś? Nie wiedziałem, że istnieją takie moce... - odparłem. Klacz jednak okazała się być nie ufna, bo można było zauważyć już od samego początku. Chciała zapewne bronić stada przed duchami takimi jak ja i wieloma innymi wrogami. Niestety, ja zaliczałem się do tych wrogów. Klacz była piękna, widać, że miała doświadczenie co do łucznictwa i walk, lecz nie odzywałem się w tej sprawie. Ja w dalszym ciągu galopowałem w stronę bagien. Miałem nadzieję, że klacz odpuści, lecz... Nie tak prędko. Ona tak szybko mi nie odpuści... Uparta jest.... I to bardzo. Wkrótce sobie powinna odpuścić, kiedy jej wątpliwości co do tego, że jestem duchem znikną. Owszem, jestem duchem, który znów chce być żywy, ale na razie nikt nie musi tego wiedzieć, prawda? To by było raczej głupie z mojej strony, bo zaraz ponownie by mnie zamknęli. Właśnie dlatego też wyczyściłem strony Księgi Upadłych Wojowników, czy jak to się zwało... Żeby mnie i innych wojowników, którzy są na razie w prawdzie duchami nikt nie rozpoznał. Najgorsze jest to, że ktoś wcześniej mógł przeczytać tą książkę... Więc oznacza to, że nie powinienem się pokazywać koniom pochodzącym z Nivy. Na pewno zainteresowały by się mną i moim pochodzeniem. Właśnie nastąpił dalszy ciąg śledzenia mnie w bezsensowny sposób. Przecież ją widziałem, a śledzić się powinno z ukrycia, a prawdę mówiąc - śledzenie to nie jej robota. Śledzeniem zajmują się szpiedzy, którzy właśnie teraz mogli mnie i ją obserwować. A jeśli... Ona była szpiegiem? Nie... To raczej nie możliwe. Przecież każdy mądry szpieg chodził do szkoły szpiegowskiej, w której uczył się podstaw szpiegowania. Jedną z tych podstaw było śledzenie z ukrycia... Nie. Ona nie była szpiegiem. Ona raczej nie jest na tyle głupia, żeby być szpiegiem i właśnie w taki sposób szpiegować podejrzanych. I właśnie tym podejrzanym jestem ja. Ona jest raczej łuczniczką, lub ewentualnie wojowniczką. Ogółem na pewno należy do wojska i walczy na wojnach. To jest pewne. Widać to po niej i po jej zachowaniu.
- Możesz sobie to "szpiegowanie" odpuścić? Jest to bardzo żenujące... - mruknąłem, spoglądając na klacz, która była właśnie na górze i latała nade mną.
- Nie tak prędko... - prychnęła.
- Śledzenie zajmują się szpiedzy. Dobranoc. - powiedziałem i uśpiłem klacz za pomocą Czarnego Koszmaru, który był mą mocą. Uśpiłem ją. Nie śnił jej się koszmar, lecz zwykły sen, z którego się chyba szybko obudzi, bo coś czuję, że ma żywioł nocy i potrafi kontrolować swoje sny i innych...
Jagódka?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz