- Jeszcze nie czas
to, odejdź proszę, w pokoju. – Usłyszałem głos jednego z członków Panteonu. Na
końcu tunelu stało jaśniejące światłem bóstwo. Od razu rozpoznałem wielkie,
półprzeźroczyste skrzydła, składające się z drobinek powietrza, śniegu, chmur i
mgły. Aire? No tak, jak zwykle wysłali najsłabszego spośród siebie do brudnej
roboty.
- Nie ma już pokoju
między mną, a bogami. Zabieram tarczę – powiedziałem, a mój głos odbił się
echem po pustym tunelu. Tak. Przyszedłem tu po Tarcza Zao Nazar'a. Chcę zdobyć
ją, a potem widzieć rozpacz w oczach dusz, które były już tak blisko swego
celu, zdobywając pozostałe trzy artefakty. Rzecz jasna, nigdy nie użyłbym ich na sobie,
kto wie, co mogłoby się wtedy stać… Po prostu chcę ją mieć. Mieć coś, od czego
zależy czyjeś życie.
- Nie myśl, że daruję
ci to bluźnierstwo. – Bóg w ułamku sekundy zmienił postać, formując swego ducha
na kształt świetlistej strzały. Natarł na mnie z zawrotną szybkością. Pewny
siebie, jak oni wszyscy. Zresztą, nie bez powodu. Nie mam nawet prawa się z nim
mierzyć. Jednak, czy to znaczy, że nie spróbuję? Nie. W ostatniej chwili
ulotniłem się, unikając zabójczego dla mnie, boskiego światła. Nie załatwię
tego samą obroną. Muszę coś wymyślić. Nagle nowy pomysł raził mnie jak grom z
jasnego nieba. Potem wszystko działo się zbyt szybko. Ogień. Błękit zmienił się
w czerwień. W tym samym momencie, już stałem przy tarczy, położonej na skalnym
podeście. Po jego drugiej stronie pojawił się Aire. W jego oczach szalało
tornado. Tak, jakby miał w nich zwierciadło swojej duszy.
- Ostende te – wypowiedział zaklęcie. Chwilę potem, zorientowałem
się, co chciał osiągnąć. Skrzywił się nieznacznie na mój widok. Byłem w materialnej
postaci. Z niezakrzepłych ran kapała w coraz szybszym tempie ciemna ciecz. Nie
mogłem się ruszyć. Poczułem duszący zapach siarki i zgnilizny. Byłem jak
truchło, gnijące od środka. Z mojej łopatki oderwał się całkiem spory płat
skóry. Poczułem jak po chrapach pełzają mi larwy i inne robactwo. Cały pysk
piekł od poparzeń, z niego również zaczęło coś wyciekać, coś jak ropa. Mogłem
sobie tylko wyobrazić, jak strasznie musiałem w tym momencie wyglądać.
Machnąłem łbem, aby odgarnąć z oczu brudną, skołtunioną grzywę.
- Coś się stało?
Wielki bóg poczuł obrzydzenie? – wycharczałem, a z mojego pyska bryzgnęła kolejna
porcja krwi. Z szyi oderwał się skrawek zepsutej skóry, a z rany wypełzło jeszcze więcej robactwa, które wydrążyło w moim ciele już niezliczoną liczbę tuneli i
korytarzy. Wszystkie bandaże, tylko lekko zawiązane, opadły na ziemię, a ze złotych
prętów wbitych w skórę, zaczął wypływać strumień ropy.
- Nie pozwolę, by tak
żałosne stworzenie sprzeciwiało się wszechmogącym bogom – zadeklarował z
zawziętością. Tak. Na to właśnie liczyłem. Nienawiść ogłupia i zdejmuje wszelkie blokady umysłowe. Nawet, jeśli jesteś bogiem. Złudzenie. Tylko złudzenie może mnie uratować. W całym korytarzu zawiał porywisty wiatr, był tak silny, że dosłownie zdmuchnął mnie i powalił na ziemię. Uderzyłem z impetem o skałę i poczułem, że z głowy wypływa mi nowy strumyczek mokrej, nieco lepkiej cieczy. Zobaczyłem, jak zaraz obok Aire miota się na wszystkie strony, gdy otaczają go burzowe chmury i tornada, i sztormy. Prosta technika. Pokazujesz mordercy ile zła wyrządził, rozkazujesz mu słyszeć krzyk swoich ofiar, każesz patrzeć na śmierć, od której odwracał się przez wieki. Gdy jesteś tak wysoko postawioną istotą, zabijasz wiele, tak wiele, że zapominasz o tym, jak wielkim cierpieniem jest śmierć. Szybko przybrałem postać cienia z błyszczącymi w ciemności, czerwonymi ślepiami. Powoli podniosłem się z ziemi i przyciągnąłem do siebie tarcze, która posłusznie znalazła się u mojego boku. Chwilę później, pojawiłem się przy wyjściu.
- Nie myśl, że następnym razem dostąpisz naszej łaski - usłyszałem głos Aire. Zaśmiałem się krótko.
- Nigdy o nią nie prosiłem - rzuciłem i rozpłynąłem się w pierwszym podmuchu górskiego wiatru.
- Nie myśl, że następnym razem dostąpisz naszej łaski - usłyszałem głos Aire. Zaśmiałem się krótko.
- Nigdy o nią nie prosiłem - rzuciłem i rozpłynąłem się w pierwszym podmuchu górskiego wiatru.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz