Po nie najdłuższej walce, unieruchomiliśmy wroga i przetransportowaliśmy do lochów. W drodze oczywiście nie obyło się bez prób ucieczki. To mnie przypadł przywilej przesłuchania zatrzymanych. Chodziłem po korytarzu nasłuchując, czy wojownicy wsadzili resztę bandy do lochów. W "sali przesłuchań" pozostała jak na razie prawa ręka "szefa" szajki. Mieliśmy nadzieję, że wyjawi co ich tu sprowadza. Jeśli nie, pozostali na pewno coś sypną... A jak nie po dobroci, to z pomocą manipulacji.
Stanąłem twarzą w twarz z jasnozieloną klaczą żywiołu natury. Nie zapowiadało się na to, że przesłuchanie będzie jednym z łatwiejszych... Obawiałem się, że będę musiał użyć mocy. Nie lubiłem tego robić, ale jak mus, to mus.
- Więc nic nie powiesz... - stałem lustrując wzrokiem klacz.
Ta tylko patrzyła się w podłogę. Powoli traciłem cierpliwość, lecz nie dawałem tego po sobie poznać. To półgodzinne przesłuchanie nie przynosiło owoców.
- Dobra... Sama chciałaś - mimo oporu udało mi się ją zmanipulować tak, żeby wszystko wyjaśniła.
- Zabierzcie ją do celi - powiedziałem wychodząc z pomieszczenia.
Skierowałem swoje kroki do jednej z komnat, w której zwykłem pisać raporty. Wyjąłem jeden z pustych zwojów i zabrałem się za "papierkową robotę". Przy tej jakże interesującej pracy jak zwykle pomagał mi mój kruk.
- Dopisz tam jeszcze, że na początku nie chciała nic mówić... - powiedział lądując na biurku.
- Yhm... - przytaknąłem.
Po tym miałem zająć się jeszcze przesłuchaniem herszta bandy.
- Raport do wglądu - podszedłem do Steel'a podając mu zwój.
Jak to teraz bywa. Nie mogłem nigdzie znaleźć Helecho, więc papiery zaniosłem do jej doradcy.
- Dzięki... Jak na razie nie mam dla ciebie nic ciekawego do zrobienia - powiedział.
- Jakby co, wiesz gdzie mnie szukać - rzekłem i nie żegnając się, kulturalnie wyleciałem przez okno.
Wylądowałem dopiero gdzieś w okolicach Speculum. Nie wiedząc czemu. lubiłem tam przebywać. Wiatr delikatnie poruszał krystalicznie czystą taflę wody. Mimo dość dużej głębokości zbiornika można było dostrzec jego dno i stworzenia w nim żyjące. Od czasu do czasu jakieś ryby wyskakiwały ponad taflę tworząc na niej koła. jakby rozmywające się z każdym przebytym centymetrem. Przyglądałem się temu zjawisku. Wiedziałem dlaczego się tak dzieje. Mimo wszystko bardzo pięknie to wszystko wyglądało. Stałem na kamienistym brzegu otoczony przez las złożony głównie z drzew iglastych. Nie szumiały tak, jak te z lasów liściastych. Nie było słychać ich szeptów. Krążyły legendy, że kiedyś te drzewa umiały porozumiewać się z mieszkańcami Nivy. Teraz jakby zamilkły. A wszystko co wiedziały, przekazywały tylko wybranym... Lub pozostawiały dla siebie.
(Jeśli ktoś chce odpisać to zapraszam xd)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz