Zamyśliłem się.
-Jeżeli są spokrewnieni z "Jetą", musimy jak najprędzej się nimi zająć. Mogą mieć kontakty z innymi Wyrzutkami na kontynencie.- powiedziałem w końcu.
-Czyli aresztowanie i przesłuchanie?- zapytał Mal, chociaż dobrze znał odpowiedź.
-Tak. Mój oddział powinien bez problemu dać sobie radę, ale będziesz potrzebny, żeby wyciągnąć od nich informacje o większej grupie. Mogą szykować inwazję na Nivę.
Szpieg skinął głową i wyraził swoją gotowość do wyruszenia.
-Daj mi chwilę na zmobilizowanie wojowników. Możesz za ten czas poszukać Helecho lub Bandidy? Lepiej żeby wiedziały co się dzieje. Spotkamy się w okolicy tamtego obozu.
Mal odleciał, a ja skierowałem się do koszarów, w których przebywali wojownicy. Wziąłem za sobą kilku z nich. Powinni dać sobie radę z bandą Wyrzutków.
Dotarcie na wybrzeże zajęło nam niecałe dwie godziny. Ukryliśmy się wśród niewielkiej grupy drzew. Dookoła nas wznosiły się niskie pagórki, a my mieliśmy widzieliśmy miejsce, w którym poprzednio znajdował się obóz bandy. Wkrótce na niebie pojawił się czarny pegaz, który po chwili wylądował obok mnie.
-Znalazłeś je?- zapytałem.
-Tak. Helecho wróciła już do twierdzy. Jak sytuacja?
-Sam dobrze widzisz. Wyruszyli już. Nie widziałeś ich po drodze?
-Nie. Mogli skierować się w przeciwną stronę.
-Myślisz, że odważyliby się pójść w stronę Camino?- nie byłem przekonany.
-A czemu nie? Jeżeli mają jakiś konkretny cel mogą się tam wybrać.- odparł Mal.
Musiałem przyznać mu rację.
-Sprawdźmy to.- zaproponowałem.
Szpieg zgodził się ze mną i wzniósł w powietrze. Powierzyłem dowodzenie jednemu z wojowników, a sam, pod postacią sokoła, podążyłem za Mal'em.
Po kilkunastu minutach krążenia nad okolicznymi wzgórzami, wypatrzyłem cel. Rzeczywiście kierowali się w stronę twierdzy nad rzeką. Pegaz stwierdził, że musimy wracać.
Po chwili rozmawialiśmy już w towarzystwie moich wojowników.
-Zdążymy ich dogonić?- zapytałem.
-Raczej tak. Za bardzo im się nie śpieszy.- stwierdził Mal.
-Wątpię, żeby chcieli zaatakować twierdzę. Jest ich za mało. Raczej chcą sprawdzić siły jej broniące.
Szpieg zgodził się ze mną.
-Czyli musimy już wyruszać. Lepiej, żeby do starcia doszło nim ich zgubimy.
Udało się na zbliżyć na odpowiednią odległość. Widzieliśmy dobrze grupę podążającą na północ. To, że i oni nas zauważą, było tylko kwestią czasu, więc nie śpieszyliśmy się. Mimo to stale zmniejszaliśmy odległość, jaka dzieliła nas od bandy. W końcu, gdy byliśmy w odległości trzystu metrów, jeden z nich się odwrócił. Podniósł alarm, a reszta dobyła broni. Zatrzymali się, widocznie zastanawiając się, czy warto nas atakować. Byliśmy szybsi. Błyskawicznie pokonaliśmy dystans nas dzielący i zaatakowaliśmy. Gdy dwoje z nich, niesamowicie do siebie podobnych, użyło swoich mocy, wyrosły pod nami cierniste krzewy, które raniły nasze nogi. Jednak nie cofaliśmy się. Jeden z moich wojowników, który również władał na roślinnością, zniszczył chwasty, zostając w tyle. Stworzyłem ścianę z lodu, gdy łucznicy rozpoczęli ostrzał. Wyrzutek o żywiole ognia niestety ją stopił, po czym został zaatakowany odłamkiem lodu. Upadł, ale nie został zabity. Krążący nad nami Mal stworzył wśród wrogów niewielkie tornado, które ich rozbroiło, a niektórych powaliło. Zanim zdążyli wstać, zostali unieruchomieni przez część mojego oddziału. Nadal pozostawało dwóch bandytów, w tym ich herszt. Nas natomiast było troje, uzbrojonych. Jeden z nas zajął się pozostałym Wyrzutkiem o żywiole natury, a my zaatakowaliśmy herszta. Próbował bronić się z pomocą swoich mocy, lecz stracił siły pod gradem lodu.
To już wszyscy?- zapytał Mal.
-Tak. Są już spętani. Zadbaliśmy też o to, by nie mogli używać swoich mocy.
-No to bierzemy ich to twierdzy Camino.
-Lochy już czekają.- odparłem wesoło.
(Mal?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz