15.11.2017

Od Jagódki CD. Adamirenda

Warknęłam ze złości i również użyłam ponadprzeciętnej prędkości, aby jak najszybciej dogonić ogiera... Miałam chyba jeszcze jakieś szanse, no nie? Muszę go jak najszybciej znaleźć. A najlepiej będzie, jeśli polecę za nim, bo z tego co zauważyłam to on używa głównie kopyt nie skrzydeł... Ale ja użyję właśnie skrzydeł!
***
Nie miałam zamiaru się męczyć. Powoli wyczuwałam obecność Adamirenda... O nie... On...On szuka pewnie kolejnego Artefaktu... No nie... Po prostu świetnie! Pewnie już znalazł Łzę Cerbera! Lub... Może jej jeszcze nie znalazł, i będę miała szansę mu w tym przeszkodzić...
- No jasne! - zaśmiałam się i zaczęłam się kierować w stronę Fuego, gdzie tam już zapewne był i szukał tego niesamowicie pięknego kryształu. Już zaraz miałam tam być, kiedy nagle pojawił się przede mną on... Ten ogier, który jest w prawdzie duchem, ale już wkrótce może być nawet żywym.
- Czego tu szukasz, cwaniaro? - mruknął do mnie a ja tylko prychnęłam ze złością.
- Szukałam jakichś kamieni szlachetnych... Minerałów... Widziałam tu nie dawno Amulet z pięknym diamentem, więc po niego tu właśnie przyszłam... - uśmiechnęłam się i odsunęłam szybko na bok ogiera, po czym odleciałam, aby na niby szukać tego amuletu. Adamirend, jak widać - miał co do mnie podejrzenia, lecz całkowicie nie potrzebne. Myślałam, że szybciej się domyśli, że wcale nie szukam amuletu z diamentem, lecz właśnie jego szukałam i znalazłam, a teraz będę go ciągle śledzić, choćbym nie wiem co.
- Myślałem, że własnie mnie szukałaś. - powiedział. - I mnie znalazłaś. Proszę, proszę... Jesteś spostrzegawcza... I to bardzo. - dodał. Nagle... Poczułam ostry ból na kończynie tylnej. Zdążyłam się zorientować, że była to strzała, przez którą... Stałam się przeźroczysta. I... Nie mogę już za bardzo śledzić ogiera, ponieważ moje moce osłabły...

Adamirend?

14.11.2017

Od Adamirenda CD. Jagódki

Zdążyła się już uwolnić od mego zaklęcia. Rzeczywiście, ma moc nocy, tak jak podejrzewałem. Chociaż... Miałem co do tego podejrzenia wątpliwości. Była podobna do koni z żywiołem wody lub ognia, a nie nocy... Lecz można było się szybko zorientować. Konie z żywiołu nocy są zawsze podejrzliwe, uparte i waleczne. No... Może się zdarzają wyjątki, że są tchórzami, lecz mam nadzieję, że za wielu takich nie ma, ponieważ zazwyczaj przynoszą nam, starszym i doświadczonym wstyd. Przypomniały mi się nawet czasy, kiedy wszyscy z żywiołu nocy pomagali sobie nawzajem... Nagle poczułem, że budzi się we mnie dobra energia... Która była tylko iskierką, która mogła w każdej chwili zgasnąć, lub świecić coraz mocniej, dzięki czemu stałbym się znów dobry... Nie wiem, czy da się mnie jeszcze zmienić, lecz na początek chciałbym się zająć Artefaktami. Najpierw obowiązki, później przyjemności, czyli... Robienie tego, co od zawsze chciałem, lub... Stawanie się dobrym. 
- Czego tu szukasz, mój drogi ogierku, szukający zapewne jakiś robaków w bagnach...? - zapytała oschłym tonem klacz. Eh... Niestety. Klacze potrafią być okrutne, lecz nie tylko one - płeć brzydsza potrafi dokładnie to samo, może nawet lepiej...
- Robaki mi się niestety przejadły... A ty, czemu ciągle za mną podążasz, moja mała, słodka klaczko? - odpowiedziałem, ale i zarazem odpowiedziałem klaczy równie oschłym tonem, jak ona.
- Brakuje mi towarzyszy, ty malutki z góry jak mrówka ogierze... - uśmiechnęła się przekornie i powoli wyciągała broń... Zakłopotany, odwróciłem od niej wzrok i po kilku kolejnych minutach poszukiwań, odnalazłem to, co do mnie od teraz będzie należeć. Był to... Pierścień Morte! Szybko go ukryłem w swojej torbie i odwróciłem wzrok w stronę klaczy, której już niestety nie było. Nagle poczułem ostry ból na grzbiecie.
- Nieźle, nieźle, tylko powinnaś trochę popracować nad swoją techniką... - mruknąłem a klacz się tylko zaśmiała, tyle że grubszym głosem zdenerwowanej samicy. 
- Popracuję nad nią kiedy będę miała czas... - zaczęła szykować kolejną strzałę, lecz ja tylko westchnąłem, pokazując jej, że nie robi to na mnie wrażenia. Użyłem wrodzoną u mnie ponadprzeciętną szybkość i natychmiastowo uciekłem klaczy z zasięgu wzroku. Zdobyłem Pierścień Morte, a teraz muszę się wybierać po Łzę Cerbera. Czyli będę musiał się wybrać do... Fuego! Dokładnie pamiętam, gdzie on się znajduje i jak wygląda. Uśmiechnąłem się do siebie i zacząłem biec. Nareszcie zgubiłem tą dosyć upartą klacz, lecz wiem, że ona zaraz może mnie dogonić, nawet, jeśli mam od niej kilkanaście kilometrów przewagi...

Jagódka?

Od Jagódki CD. Adamirenda

Moje oczy automatycznie się zamknęły. Nagle czułam, że przenoszę się gdzieś indziej... Do innego wymiaru. Do... Wymiaru snów. Nie, nie! Nie mogę tam być! No świetnie... Ten koń ma taką samą moc jak ja. Muszę coś temu zaradzić... Wyczarowałam czarną dziurę, która była moim portalem. Mogłam się przemieszczać w snach w dwie strony - do snu, gdzie chcę zasnąć, lub do "pobudki", gdzie chcę się natychmiastowo obudzić. Wybrałam to drugie. Szybko otworzyłam oczy. Było jeszcze ciemno. Leżałam na ziemi. Byłam.... Sama.
- Świetnie... - mruknęłam zdenerwowana i wstałam z leśnego runa, aby otrzepać się z ziemi i błota, które mnie niestety ubrudziło. - Jeszcze mi za to zapłacisz... - moje oczy błysnęły światłem. Potem zgasły. Nagle zaczęły krążyć w mojej głowie dwa, dziwne na razie pytania. Pierwsze z nich brzmiało: Czemu, kiedy się denerwuję moje oczy świecą? A drugie brzmiało tak: Czy Adamirend jest duchem, który chce ponownie wrócić do świata żywych? Na pierwsze pytanie potrafiłam odpowiedzieć, ale na drugie już nie... Zachowywał się całkiem jak normalny koń, ale musiał coś przede mną ukrywać... I wiedział, że chce się tego dowiedzieć, więc pewnie dlatego mnie uśpił, aby uciec.
- Muszę go znaleźć... Mógł już daleko zajść... - jęknęłam i wzniosłam się w powietrze, aby rozejrzeć się po terenie.
***
Bagna. Właśnie tam ponownie spotkałam ogiera, który czegoś tutaj szukał... Pierścień Morte! Czemu wcześniej na to nie wpadłam... Muszę mu jakoś przeszkodzić. Nie mogę pozwolić  na odnalezienie wszystkich Artefaktów. Duchom nigdy nie należy ufać. Mogą one się zemścić nad wszystkimi stworzeniami z Nivy, co może się skończyć również rewolucją. Co poniektóre duchy mają pewnie ogromną moc, którą mogą wykorzystać na nasze zniszczenie, a co gorsze - zniszczenie wymiaru... Stop! Muszę przecież coś zrobić, nie mogę rozmyślać na razie o najgorszym. Muszę na razie go odciągnąć od swojej misji. Może da się coś zrobić... Och, czyżby wróg mnie zauważył?

Adamirend?

7.11.2017

Od Evana cd. Od Bandidy

Wyrocznia zostawiła mnie ze swoim wilkiem. Ten spoglądał na mnie przez cały czas, szczególnie mając na uwadze moje rozległe rany pozostałe po konfrontacji z jego współbratymcami. Starałem się nie panikować z tego powodu i zachować bezwzględną powagę. Jednocześnie podejmowałem desperackie próby uleczenia swoich ran. Było to bezskuteczne. Całą swoją energię zużyłem na walkę z drapieżnikami. Bądź, co bądź, ataki wyładowaniami elektrycznymi nie należą do najlżejszych. Potrzebowałem czasu, by zgromadzić wystarczającą moc na leczenie. Jedyną moją nadzieją była teraz niepozorna, aczkolwiek zadziwiająco zadziorna istota, która wybrała się z moją sakwą wgłąb tajgi. Nie pozostało mi nic innego, niż tylko oczekiwanie na jej przybycie.
Chwalmy niebiosa, że Bandida posiadała moc ponadprzeciętnej prędkości. Nie minęło pięć minut, gdy znów stała przy mnie. Wyciągnęła z torby fiolkę z połyskującą białym światłem wodą. Odkorkowała naczynie i wylała jego zawartość na najpoważniejsze rany. Skrzywiłem się z bólu. Wbrew pozorom ten zabieg nie przynosił ukojenia. Czułem, jak rany się zrastają. Nie potrafię określić jakie było to uczucie, lecz z całą pewnością mało przyjemne.
Gdy tylko pierwszy szok minął, spróbowałem wstać. Obrażenia dawały o sobie znać, lecz nie poddawałem się. W końcu udało mi się utrzymać na nogach i zrobić kilka niepewnych kroków. Nieprzyjemności ograniczyły się do powierzchownego pieczenia. Obejrzałem miejsca, w których wbiły się kły wilków. Klacz przyglądała się temu z wyrazem lekkiego znudzenia.
-Dziękować Rosio za te źródła...- westchnąłem.
I teraz nastąpiła chwila niekomfortowego milczenia. Żadne z nas nie chciało zbytnio kontynuować podróży wspólnie, ale jednocześnie coś blokowało nas przed odejściem. W końcu postanowiłem przerwać ciszę. Może mało gustownie, ale skutecznie - chrząknięciem.
-Dziękuję za pomoc.- słowa te ledwo przeszły mi przez gardło. Nie zwykłem nikomu dziękować.

(Bandida?)

6.11.2017

Od Ax'a

Zwisałem głową w dół z jakiegoś, nieistotnego dla ekosystemu tej planety, drzewa.  Przyglądałem się, jak jedna z cielesnych zjaw chodziła w kółko po lesie, wydeptując już całkiem niezły okrąg w ziemi. Moje ślepia podążały w te i z powrotem za jej krokami. Nuda. Poczułem nieodpartą ochotę wypróbowania moich mocy na teoretycznie martwej istocie.  Właściwie, to chętnie zrobiłbym to, także  z resztą nowych przybyszów. Wchodzą w kontakty z żywymi, panoszą się po terenach, jakby nigdy nie zostali z nich wypędzeni. Ktoś musi coś z tym zrobić... Uśmiechnąłem się mimowolnie i w tym samym momencie pojawiłem się w Górach Smoczych.  Było naprawdę jasno. Świeży śnieg odbijał promienie słońca, rażąc w oczy. Grota, której szukałem, była na samym szczycie wysokiego wniesienia. Zapragnąłem tam polecieć, tak jak za dawnych lat. Jednak zostałem brutalnie przywrócony do swojego codziennego stanu, bezkresnej rozpaczy, gdy tylko spróbowałem poruszyć moimi skrzydłami. Haha. Chyba jest ze mną coraz gorzej. Jak mogłem zapomnieć, że już nie potrafię wznieść się ponad ziemię w materialnej formie. Złote pręty wbijają się głęboko w moją skórę, przygwożdżając do ciała parę skrzydeł. Po chwili śnieg obok mnie, stał się czerwony. Wciąż krwawię. Niestarannie zawiązane bandaże przepuszczają całe litry bordowej cieczy. Właśnie dlatego, nie mogę zbyt długo przebywać na Ziemi, jako istota należąca do świata doczesnego. Jestem zbyt słaby w tej postaci i kilka chwil wystarczy, aby wyciekło ze mnie całe życie. Rozpadam się. Szybko przybrałem formę czarnego dymu. Niczym para wodna, ulotniłem się, aż do wnętrza jaskini. Było niespodziewanie jasno, za sprawą pochodni, powieszonych po obu stronach korytarza, wydrążonego w skale. Płonęły wiecznym, błękitnym płomieniem. Znak bogów.
 - Jeszcze nie czas to, odejdź proszę, w pokoju. – Usłyszałem głos jednego z członków Panteonu. Na końcu tunelu stało jaśniejące światłem bóstwo. Od razu rozpoznałem wielkie, półprzeźroczyste skrzydła, składające się z drobinek powietrza, śniegu, chmur i mgły. Aire? No tak, jak zwykle wysłali najsłabszego spośród siebie do brudnej roboty.
 - Nie ma już pokoju między mną, a bogami. Zabieram tarczę – powiedziałem, a mój głos odbił się echem po pustym tunelu. Tak. Przyszedłem tu po Tarcza Zao Nazar'a. Chcę zdobyć ją, a potem widzieć rozpacz w oczach dusz, które były już tak blisko swego celu, zdobywając pozostałe trzy artefakty. Rzecz jasna, nigdy nie użyłbym ich na sobie, kto wie, co mogłoby się wtedy stać… Po prostu chcę ją mieć. Mieć coś, od czego zależy czyjeś życie.
 - Nie myśl, że daruję ci to bluźnierstwo. – Bóg w ułamku sekundy zmienił postać, formując swego ducha na kształt świetlistej strzały. Natarł na mnie z zawrotną szybkością. Pewny siebie, jak oni wszyscy. Zresztą, nie bez powodu. Nie mam nawet prawa się z nim mierzyć. Jednak, czy to znaczy, że nie spróbuję? Nie. W ostatniej chwili ulotniłem się, unikając zabójczego dla mnie, boskiego światła. Nie załatwię tego samą obroną. Muszę coś wymyślić. Nagle nowy pomysł raził mnie jak grom z jasnego nieba. Potem wszystko działo się zbyt szybko. Ogień. Błękit zmienił się w czerwień. W tym samym momencie, już stałem przy tarczy, położonej na skalnym podeście. Po jego drugiej stronie pojawił się Aire. W jego oczach szalało tornado. Tak, jakby miał w nich zwierciadło swojej duszy.
 - Ostende te – wypowiedział zaklęcie. Chwilę potem, zorientowałem się, co chciał osiągnąć. Skrzywił się nieznacznie na mój widok. Byłem w materialnej postaci. Z niezakrzepłych ran kapała w coraz szybszym tempie ciemna ciecz. Nie mogłem się ruszyć. Poczułem duszący zapach siarki i zgnilizny. Byłem jak truchło, gnijące od środka. Z mojej łopatki oderwał się całkiem spory płat skóry. Poczułem jak po chrapach pełzają mi larwy i inne robactwo. Cały pysk piekł od poparzeń, z niego również zaczęło coś wyciekać, coś jak ropa. Mogłem sobie tylko wyobrazić, jak strasznie musiałem w tym momencie wyglądać. Machnąłem łbem, aby odgarnąć z oczu brudną, skołtunioną grzywę.
 - Coś się stało? Wielki bóg poczuł obrzydzenie? – wycharczałem, a z mojego pyska bryzgnęła kolejna porcja krwi. Z szyi oderwał się skrawek zepsutej skóry, a z rany wypełzło jeszcze więcej robactwa, które wydrążyło w moim ciele już niezliczoną liczbę tuneli i korytarzy. Wszystkie bandaże, tylko lekko zawiązane, opadły na ziemię, a ze złotych prętów wbitych w skórę, zaczął wypływać strumień ropy.
 - Nie pozwolę, by tak żałosne stworzenie sprzeciwiało się wszechmogącym bogom – zadeklarował z zawziętością. Tak. Na to właśnie liczyłem. Nienawiść ogłupia i zdejmuje wszelkie blokady umysłowe. Nawet, jeśli jesteś bogiem. Złudzenie. Tylko złudzenie może mnie uratować. W całym korytarzu zawiał porywisty wiatr, był tak silny, że dosłownie zdmuchnął mnie i powalił na ziemię. Uderzyłem z impetem o skałę i poczułem, że z głowy wypływa mi nowy strumyczek mokrej, nieco lepkiej cieczy. Zobaczyłem, jak zaraz obok Aire miota się na wszystkie strony, gdy otaczają go burzowe chmury i tornada, i sztormy. Prosta technika. Pokazujesz mordercy ile zła wyrządził, rozkazujesz mu słyszeć krzyk swoich ofiar, każesz patrzeć na śmierć, od której odwracał się przez wieki. Gdy jesteś tak wysoko postawioną istotą, zabijasz wiele, tak wiele, że zapominasz o tym, jak wielkim cierpieniem jest śmierć. Szybko przybrałem postać cienia z błyszczącymi w ciemności, czerwonymi ślepiami. Powoli podniosłem się z ziemi i przyciągnąłem do siebie tarcze, która posłusznie znalazła się u mojego boku. Chwilę później, pojawiłem się przy wyjściu.
 - Nie myśl, że następnym razem dostąpisz naszej łaski - usłyszałem głos Aire. Zaśmiałem się krótko.
 - Nigdy o nią nie prosiłem - rzuciłem i rozpłynąłem się w pierwszym podmuchu górskiego wiatru.

5.11.2017

Od Jagódki CD. Darkness'a

Zamurowało mnie. To dzieje się naprawdę. Nigdy nie myślałam, że będę miała po raz kolejny partnera... Czego się bałam. Bałam się, że Darkness mnie opuści... Że demon nad nim zawładnie... I że... Wszystko się zmieni. Wybuchnie ponownie wojna... A co będzie, jeśli stracę życie na jednej z nich? Nie chciałabym go tym zasmucić. Wzięłam głęboki wdech. Uśmiechnęłam się szeroko i skoczyłam na ogiera pełna radości.
- Uroczyście oświadczam, iż zostanę twoją partnerką, i będę Ci wierna aż do śmierci. - starałam się zachować przy tym powagę, lecz nie mogłam już wytrzymać...
***
Już wkrótce miał się odbyć nasz... Ślub. Nie mogłam w to uwierzyć. Powoli rozważaliśmy przeprowadzkę, lecz do którego domu? Do Darkness'a, czy do mnie? Sama nie wiem... Czas pokaże, lecz musimy podjąć rozważną, ale i zarazem szybką decyzję, gdyż czasu jest coraz mniej. Najgorsze było to, że bałam się trochę mieszkać u ogiera, ponieważ jeśli w nocy będzie się zamieniał w demona... Nie będzie sam, i może mi zagrozić nie małe niebezpieczeństwo. Na razie chciałam to ukrywać, także w myślach byłam cicho, ponieważ obawiałam się obecności konia w moim umyśle, a on umiał przecież czytać w myślach, co czyniło go jeszcze bardziej tajemniczym i jeszcze bardziej... Mądrzejszym. Mam nadzieję, że cały związek ułoży nam się dobrze, że wszystko będzie w porządku i... Będziemy żyć szczęśliwie, lecz nic nie będzie już takie samo. Mam również nadzieję, że Darkness nie obrazi się, kiedy będę wychodzić na nocne patrole, lub wstawać wcześnie rano, aby obserwować okolice i zająć się swoją pasją, czyli łucznictwem. Rozmyślałam tak od dłuższego czasu. Znajdowałam się w Górach. Lecz nie takich zwykłych, bo Smoczych. Był tam również ze mną mój przyszły partner, Darkness, który aktualnie zapisywał w swoim notatniku notatki o swoich obserwacjach przyrodniczych. Zamknęłam oczy. Zaczęłam medytować, oraz zarazem uspokajać się. Kiedy czułam że ktoś jest za mną, z przyzwyczajenia spowodowałam, że moje oczy błysnęły oraz że odwróciłam się w stronę przeciwnika wraz z mieczem, którego nie miałam, ale się za to odwróciłam i już byłam gotowa do walki, kiedy okazało się, że był to Darkness. Uśmiechnął się do mnie lekko.
- Wszystko w porządku? - zapytał.
- Tak... - odparłam. Światło na moich oczach zgasło. Spojrzałam wysoko na niebo... I zaczęłam ponownie rozmyślać.

Darkness?

Od Herli Cd. Bandida ( poprawione )

Już jestem trochę na tej zapchlonej Nivie. Prawie nic tu się nie zmieniło, co mnie odrobinę zaskoczyło. Zaczęłam życie niefortunnie trafiając na Steel'a, lecz życie toczy się dalej. Myślałam, że nie pobędę tutaj dłużej niż 7 księżyców, ale widać nawet ja się mylę. Drzewa powoli robią się coraz bardziej zimne, bezlistne i zastygają. Ostatnie październikowe liście kruszyły mi się pod kopytami. Tak na prawdę nie miałam ochoty szukać artefaktów, ale wtedy mogłabym gnębić mieszkańców Nivy przez całe moje życie. Ta myśl nie dawała mi spokoju, nie wiedziałam jaką decyzję podjąć. Lecz klamka zapadła niedługo potem. Szukam artefaktów.
~~~~~~~~~~~~~
Postanowiłam iść na bagna. Tam podobno jest ukryty jeden artefakt. Jak mu tam? A tak... Pierścień Morte.  Patrzyłam w niebo myśląc, czy inne duchy z zaświatów też stąpają na ziemi. Byłam w górach, więc było dość chłodno. Ta temperatura idealnie nadawała się do myślenia o tych tematach. Po dość długiej wędrówce udało mi się dotrzeć do celu.
Drzewa rosły tam - a i owszem. Jakby ktoś układał je w pośpiechu. Zwisały z nich mokre liany, które miały kolor brązowy - zapewne od błota. Zanim zdecydowałam się na pierwszy krok, poważnie przemyślałam całą sytuację. Czy na pewno chcę pakować się w bagna z których być może nie wyjdę? Umrzeć ponownie? Nie, nie da rady. A więc ruszyłam.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Po kilku godzinach wędrowania po zimnych, i czasem ciepłych bagnach, błotach i innych dziurach miałam dość. Tyle czasu zmarnowanego na jeden mały pierścionek. Nie mogli go... Dać na start? Choć wszyscy wiemy że nigdy żaden z koni który mieszka na Nivie pomógłby duchowi z zaświatów pomóc tu zostać.
Bolały mnie nogi, które i tak miałam pobrudzone po łopatki. Pot ciekł mi po czole, i coraz trudniej było iść naprzód. Ale mimo że coraz wolniej, i z większym zmęczeniem brnęłam dalej. Ni stąd - ni zowąd zobaczyłam grubsze, zupełnie czarne drzewo. Wołało do mnie:
- Choć tu, tu jest to czego szukasz...
O nie. Umysłowe... "Fatamorgany". Zmęczenie daje za swoje. Ominęłam drzewo szerokim łukiem. Nagle zza większej kępy roślinności wyłonił się niesamowity potwór. Ryknął na mnie, i zaszarżował. Był gotów do ataku.
Moje szczęście jest nam dobrze znane, i oczywiście potwór zaatakował wtedy, gdy kompletnie nie miałam sił walczyć.
A zgadnijcie, co miał na piątym palcu?
Pierścień Morte!
Byłam zirytowana. Czy coś jeszcze może mi się przytrafić?
Tak. Miałam rację. Jakiś koń zbliżał się do mnie.
- Kim jesteś? -warknęła ostrzegawczo, gdy dotarła do mnie. Chba poznała że jestem duchem z dawnej Nivy, i chyba miała dość takich gości.
- Nie czas na pogaduszki - syknęłam, i spróbowałam zaatakować monstum.
Celnie traliłam moim mieczem w dłoń napastnika, przez co pierścień spadł z jego dłoni. Podbiegłam po niego, i udało mi się go zdobyć.
O dziwo, potwór uciekł. Przy mie zaraz była znajoma klacz....
Do nas dołączyły inne... Duchy z zaświatów. Natychmiast rzuciły się na mnie, zapewne też chciały zdobyć pierścień Morte.




< Bandida? >

4.11.2017

Od Bandidy cd. Evan'a

Ogier sam się prosił, żebym była dla niego ściślej mówiąc chamska. Jego zdziwienie sprawiało mi dużą satysfakcję. Naszą bardzo przyjemną wymianę zdań przerwały wilki. Cala sfora... Nim zdążyłam się obejrzeć było ich na tyle dużo, że powaliły mojego towarzysza rozmów. Tak samo nie wiadomo skąd pojawiła się Hielo. Nie namyślając się za długo przepędziłyśmy zwierzęta. Evan chyba do końca życia będzie miał traumę przed wilkami. Lecz jak narazie będzie musiał znosić moją Hielo. Podeszłam do niego. Koń leżał w kałuży krwi.
-Coś czuję, że sama herbatka nie wystarczy...- powiedziałam z kpiącym uśmieszkiem
-A ja coś czuję, że przyda mi się meliska - ogier popatrzył na mnie a potem na moją towarzyszkę
-Z eutanazją, czy bez? - zaśmiałam się
-Byle nie musieć prowadzić z tobą konwersacji.- burknął
-Nie ładnie tak...- zacmokałam
-Co?- zdziwił się. Niestety chyba natychmiast pożałował swoich słów. Zapewne na chwilę zapomniał, że umiem czytać w myślach
-To jak? Rozmawiamy dalej? Bo mam przeczucie, że lubisz się ze mną drażnić.- uśmiechnęłam się promiennie
-Na razie chciałbym pozostać przy życiu.- odparł, jako że nadal leżał w kałuży krwi
- Rozumiem twą chęć życia - powiedziałam podnosząc torbę z fiolkami z trawy
- Co ty robisz? - ogier popatrzył na mnie zdziwiony
Rozglądałam się dookoła. Nie chciałam być niemiła, ale sfora mogła wrócić... Ale jak to już wcześniej można było dostrzec ogier zmusił mnie do bycia chamską, więc postanowiłam zostawić go z moją wilczycą.
- Ratuje ci życie... Hielo... Zostań z nim na wypadek gdyby wilki wróciły. Ja lecę nad źródła - powiedziałam z już normalnym jak na mnie wyrazem pyska, zakładając wcześniej wspomniany przedmiot na grzbiet
- Tylko... - ubiegłym go czytając mu w myślach
- Nie rozbij fiolek... Martwisz się o nie bardziej niż o własne życie? - skierowałam piorunujący wzrok na Evan'a - Nie pierwszy raz niosę fiolki... A z tego co wiem to większości jest już pusta
Nie zważając na jego odpowiedź popędziłam do źródeł. Ich moc powinna wystarczyć żeby pomóc ogierowi. Do miejsca gdzie się kierowałam nie było aż tak daleko. Gdy byłam już przy brzegu wyjęłam jedną z fiolek i napełniłam ją wodą z źródła. Tak samo postąpiłam z czterema innymi... Jak to mówią: Przezorny zawsze ubezpieczony. Zapięłam sakwę (czy co to tam jest). Popatrzyłam na piękny krajobraz. Najchętniej bym tu została, ale parędziesiąt metrów prawie wykrwawiał się koń, więc myśl pozostania tutaj musiałam szybko odwlec.

Evan?

Od Darkness'a CD Jagódka

Nie wierzyłem co się stało. Wszystko błysnęło cudnym niebieskim światłem, a ja chcąc uniknąć śmierci klaczy, która tak wiele dla mnie znaczy, zabrałem ją tuż przed uderzeniem miecza do umysłu demona. Przytuliłem klacz mocno i odezwałem się:
- Nie bój się. Ten koszmar minie, opatrzę Cię w moim domu. Jeszcze trzy godziny do świtu. Razem przez to przejdziemy. - powiedziałem czule patrząc na jej ramię.
Klacz wtuliła sie moją sierść. Zasnęliśmy, aż demon musiał opuścić teń świat wraz z księżycem. Poranna zorza lśniła na niebie. Wziąłem wyczerpaną Jagodę na moje plecy i pognałem czymprędzej do domu. Opatrzyłem klacz i połorzyłem w łóżku. Powoli otworzyła oczy, które błysnęły energią.
- Już? Myślałem że trochę to potrwa - uśmiechnąłem się. - Nadal boli?
- Już mniej, dzięki - Jagódka odwzajemniła uśmiech.
Postanowiłem porzejść się nad najbliższy strumień. Napiłem się i zaczerpnąłem wody do wiadra, które po powrocie podałem towarzyszce.
- Czy Twoje uczucie do mnie jest prawdziwe, czy ulotne? - spytałem z nadzieją.
- Darkness, Ja... Naprawdę Cię kocham. - odpowiedziała poważnie, na tyle bym zrozumiał powagę.
Parsknąłem, a do mojego domu wleciały dwa cudne kolibry które założyły Jagodzie wianek z cudnych kwiatów, róż i liści.
- Ślicznie wyglądasz - uśmiechnąłem się i pocałowałem klacz delikatnie. Jagoda zarumieniła się.
- Pczej tu na mnie, niedługo wrócę - powiedziałem wychodząc z domu. Pognałem do miasta najszybciej jak mogłem. Trafiłem do sklepu, i wybrałem złoty pierścień z rubinem w kształcie serca. Wróciłem do domu. Jagoda czuła się chyba dużo lepiej, bo wstała i zaparzyła herbatę.
Zgiąłem przedniął nogę, i powiedziałem magią unosząc pierścień:
- Jagodo, ta, która ze mną walczyła. Ta, która się dla mnie poświęciła. Czy... Wyjdziesz za mnie? - błysnęły mi oczy. - Jeśli powiesz tak, założę ci ten pierścień na Twój róg, i będziemy żyć razem.


< Jagódka? Co powiesz? >

2.11.2017

Od Evana

Ostatnie wydarzenia na Nivie z całą pewnością zaniepokoiły każdego. Nie często zdarza się, że umarli tutaj wracają, tym bardziej żądni zemsty. W tej sytuacji pozostawało nam jedynie przeczekać to zjawisko i zachować spokój. Ja jednak na wszelki wypadek wybrałem się w teren po zioła. Jeżeli dojdzie do konfrontacji, będę potrzebny. Sama magia nie zawsze wystarcza i nie zawsze jest konieczna.
Szedłem brzegiem górskiego strumienia. Byłem na północy Nivy, nieopodal Speculum. Przede mną rozpościerała się gęsta tajga. Jesień dobiegała do końcowi. Przymrozki były już na porządku dziennym. Świerki i sosny pozostały ostatnim bastionem zieleni wśród wszechobecnej szarości. W przebłyskach porannego światła dostrzegałem maleńkie drobinki wody unoszące się w powietrzu. Tworzyły delikatną osłonę mgły. Wśród takich krajobrazów przedzierałem się przez gęstwinę niskich krzewów. Co jakiś czas z rozdarcia na mojej skórze wypływała strużka krwi.
-Znowu...- mruknąłem zdenerwowany.
Znaki zaświeciły na chwilę, a po ranie została tylko kropla lśniącej cieczy. Ruszyłem dalej, starając się omijać podstępne gałązki dzikiej róży, jeżyn i innych parszywych roślin. Przy okazji zrywałem ich owoce. W końcu dotarłem do końca tego naturalnego drutu kolczastego. Szybko zrobiłem przegląd stanu swoich kończyn. Stwierdziwszy, że są w nie najgorszej kondycji, spojrzałem w niebo. Szybko określiłem kierunek, w który mam zmierzać i kontynuowałem swoją podróż do leczniczych źródeł. Stawiałem kroki wśród plam światła. Korony iglastych drzew dostatecznie blokowały jego dostęp, przez co w borze panował półmrok. Bacznie obserwowałem przestrzeń po moich bokach. Czułem woń drapieżników. Z całą pewnością były to wilki.
Na samą myśl o spotkaniu z watahą, zacząłem szybciej iść po pokrytej szronem ściółce. W końcu usłyszałem szmer strumienia. Można było również wyczuć wzrost temperatury i wilgotności powietrza. Zacząłem wychwytywać zapachy, które w suchym, rześkim powietrzu nie były dostępne dla moich nozdrzy. Coraz mocniej utwierdzałem się w przekonaniu, że podążają za mną drapieżcy.
Szelest wśród krzewów. Natychmiast odrzuciłem torbę z fiolkami na mech. Przygotowałem się do walki. Jednak z chaszczy nie wyłoniły się łapy, a kopyta. Spojrzałem na ich właściciela, a w prawdzie właścicielkę. Była to Bandida.
Natychmiast spochmurniałem. Brakowało mi tylko towarzystwa... Phi. Wróciłem po swoją sakwę, nie odzywając się słowem do Wyroczni. Ta przyglądała mi się uważnie.
-Będziesz tak sterczeć i się na mnie gapić?- burknąłem.
Zdawała się nie przejmować moim komentarzem.
-Nie chciałam ci przeszkadzać wielmożny uzdrowicielu.- odparła jedynie z kpiącym uśmieszkiem.
-Ty sobie uważaj, bo przyjdziesz kiedyś do Camino, a tu klops. Zamiast meliski na uspokojenie dostaniesz eutanazję w herbatce.
-Będę pamiętać, żeby nie pić od ciebie herbaty.- uśmieszek uparcie pozostawał na jej obliczu.
-Odwalisz ty się wreszcie?- warknąłem.
-Wybacz. Idę na Speculum. Nie chciałam wchodzić ci w drogę.- wyjaśniła.
-Coś ci nie wyszło...- mruknąłem i odszedłem w kierunku źródeł.
Muszę przyznać, że nie spodziewałem się takiego cwaniactwa u tej klaczy. Zazwyczaj była cicha i skryta. Nawet mi to nie przeszkadzało, co było dla mnie jeszcze większym zaskoczeniem. Najgorsze w tym wszystkim było jednak to, że jakiś futrzak postanowił rzucić się na moją łopatkę. Stanąłem dęba i zrzuciłem natarczywego mięsożercę z boku. Z krzaków za nim wyłaniały się dwa kolejne. Postanowiłęm poradzić sobie z nimi z pomocą elektryczności, ale pchlarze były strasznie zawzięte. Wkrótce postanowiły ściągnąć wszystkich ziomków i nie zajęło im długo, by powalić mnie na ziemię. Zapewne dobrałyby się do mnie, gdyby nie galopujący w ich stronę koń oraz jego... Wilk.
-No to mam przerąbane...- mruknąłem skrzywiony z bólu.
-Coś czuję, że sama herbatka nie wystarczy...- zakpiła Bandida, gdy już przegoniła wilki.
-A ja coś czuję, że przyda mi się meliska.
-Z eutanazją, czy bez?
-Byle nie musieć prowadzić z tobą konwersacji.- burknąłem.
-Nie ładnie tak...- zacmokała.
-Co?- zdziwiłem się. Natychmiast pożałowałem pytania. Wyrocznia potrafiła czytać w myślach. A moje myśli różniły się od słów.
-To jak? Rozmawiamy dalej? Bo mam przeczucie, że lubisz się ze mną drażnić.- uśmiechnęła się promiennie.
-Na razie chciałbym pozostać przy życiu.- odparłem, jako że nadal leżałem w kałuży krwi.

(Bandi? Lecznicze źródła...)

I kolejna postać zraniona c:

Od Jagódki CD. Darkness'a

Słuchałam piosenki Darknessa, który właśnie siedział nad jeziorem i kończył piosenkę. Odwrócił się nagle w moją stronę, po czym natychmiast ukryłam się w krzakach, gdzie rosły jagody, moje ulubione pożywienie. Szybko zaczęłam je zbierać do torby, którą miałam ze sobą. Nagle usłyszałam czyjeś kroki. Był to Darkness, na pewno. Pewnie nie był zadowolony z tego, że tu byłam... A może mu to wcale nie przeszkadzało..? Nie wiem, ale boję się trochę jego reakcji, gdyż może się na mnie obrazić, a nie chcę tego. Nagle poczułam że ktoś właśnie wchodzi do moich myśli. Mam nadzieję, że był to Darkness, który doskonale czyta w myślach za pomocą swojej mocy. Przepraszam... Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie zły... - powiedziałam do niego w myślach i uciekłam, używając swojej ponad przeciętnej szybkości. Szybko udało mi się uciec od miejsca, w którym spotkałam ogiera. Znajdowałam się aktualnie w lesie, z dala od jeziora. Odetchnęłam z ulgą i zaczęłam kłusować po terenie, aby się trochę rozluźnić.
~*~*~
Trzecia w nocy, a ja jeszcze nie śpię. Nie nastąpił jeszcze nawet wschód słońca, co oznacza, że Darkness jest jeszcze demonem. Najgorsze było to, że ostatnio ciągle o nim myślę i śnię. Nie wiem nawet co to oznacza, nawet, jeśli potrafię kontrolować sny. Swoich snów czasem nie rozumiem, co jest raczej normalne, prawda? Mam taką nadzieję. Wyleciałam z domu. Musiałam. Musiałam tej nocy trochę... Polatać. Najgorsze było to, że czułam coś dziwnego. Czułam dziwną woń...
- Nie... - szepnęłam i użyłam ponad przeciętnej szybkości. Wyczułam zagrożenie i to duże... Dotarłam na miejsce, gdzie... Spotkałam ostatnio Darkness'a. Ujrzałam na miejscu wydarzenia demona, który natychmiast mnie zauważył i od razu przygotował swój miecz, aby ze mną walczyć. Ja także wyjęłam swój miecz. Demon podszedł do mnie...
- Heh... Ciekawe kto wygra! - zaśmiał się swym niepowtarzalnym głosem i zaczęliśmy walczyć. Przyznam... Ja kocham Darkness'a, i nie mam serca z nim walczyć... Nawet, jeśli jest w połowie demonem. Zatrzymałam się, a ogier zadał mi ostateczny cios. Upadłam na ziemię. Nie miałam sił dalej walczyć... Moje ramię było całe zakrwawione. Nie miałam sił... Podniosłam się. Musiałam. Musiałam się znów podnieść. Nie. Nie będę walczyć. Ja... Zrobię to, czego może i będę żałować. Podeszłam do demona, który się zdziwił moją postawą. Uśmiechnęłam się łagodnie do niego.
- Darkness... Ja wiem, że tam jesteś, gdzieś w środku... - odparłam i zawahałam się, lecz zrobiłam to. Przytuliłam go i zarazem pocałowałam. Nie mogłam wytrzymać. Nagle... Błysnęło jasne światło...

Darkness? c:

1.11.2017

Od Adamirenda CD. Jagódki

Czułem, że klacz mnie śledzi. Nadal. Nie dość, że poznała me imię to jeszcze będzie mnie śledzić? Nie.
- Jak tam na górze idzie Ci śledzenie mnie? - zapytałem a klacz do mnie podleciała.
- Całkiem dobrze, lecz żałuję, że nie potrafię być niewidzialna. - mruknęła i w ogóle nie patrzyła się na mnie, lecz na księżyc. Westchnąłem cicho. Bałem się, że już niedługo wszyscy się dowiedzą o tym, że jestem duchem i że... Mam zamiar odnaleźć Artefakty. Nie chciałem, aby tak szybko się wszyscy o tym dowiedzieli. Klacz najwyraźniej chciała się dowiedzieć już teraz, lecz ja nie miałem takiego zamiaru jej mówić. Nagle przyszedł mi do głowy pomysł... Ona błagała mnie o imię... To teraz wybłagam ją! Ciekaw jestem, jaką ma moc.
- Jakie masz moce, moja droga? - zapytałem i spojrzałem na nią poważnym wzrokiem.
- Jakieś. -  prychnęła klacz a ja się tylko zaśmiałem.
- Jakieś? Nie wiedziałem, że istnieją takie moce... - odparłem. Klacz jednak okazała się być nie ufna, bo można było zauważyć już od samego początku. Chciała zapewne bronić stada przed duchami takimi jak ja i wieloma innymi wrogami. Niestety, ja zaliczałem się do tych wrogów. Klacz była piękna, widać, że miała doświadczenie co do łucznictwa i walk, lecz nie odzywałem się w tej sprawie. Ja w dalszym ciągu galopowałem w stronę bagien. Miałem nadzieję, że klacz odpuści, lecz... Nie tak prędko. Ona tak szybko mi nie odpuści... Uparta jest.... I to bardzo. Wkrótce sobie powinna odpuścić, kiedy jej wątpliwości co do tego, że jestem duchem znikną. Owszem, jestem duchem, który znów chce być żywy, ale na razie nikt nie musi tego wiedzieć, prawda? To by było raczej głupie z mojej strony, bo zaraz ponownie by mnie zamknęli. Właśnie dlatego też wyczyściłem strony Księgi Upadłych Wojowników, czy jak to się zwało... Żeby mnie i innych wojowników, którzy są na razie w prawdzie duchami nikt nie rozpoznał. Najgorsze jest to, że ktoś wcześniej mógł przeczytać tą książkę... Więc oznacza to, że nie powinienem się pokazywać koniom pochodzącym z Nivy. Na pewno zainteresowały by się mną i moim pochodzeniem. Właśnie nastąpił dalszy ciąg śledzenia mnie w bezsensowny sposób. Przecież ją widziałem, a śledzić się powinno z ukrycia, a prawdę mówiąc - śledzenie to nie jej robota. Śledzeniem zajmują się szpiedzy, którzy właśnie teraz mogli mnie i ją obserwować. A jeśli... Ona była szpiegiem? Nie... To raczej nie możliwe. Przecież każdy mądry szpieg chodził do szkoły szpiegowskiej, w której uczył się podstaw szpiegowania. Jedną z tych podstaw było śledzenie z ukrycia... Nie. Ona nie była szpiegiem. Ona raczej nie jest na tyle głupia, żeby być szpiegiem i właśnie w taki sposób szpiegować podejrzanych. I właśnie tym podejrzanym jestem ja. Ona jest raczej łuczniczką, lub ewentualnie wojowniczką. Ogółem na pewno należy do wojska i walczy na wojnach. To jest pewne. Widać to po niej i po jej zachowaniu.
- Możesz sobie to "szpiegowanie" odpuścić? Jest to bardzo żenujące... - mruknąłem, spoglądając na klacz, która była właśnie na górze i latała nade mną.
- Nie tak prędko... - prychnęła.
- Śledzenie zajmują się szpiedzy. Dobranoc. - powiedziałem i uśpiłem klacz za pomocą Czarnego Koszmaru, który był mą mocą. Uśpiłem ją. Nie śnił jej się koszmar, lecz zwykły sen, z którego się chyba szybko obudzi, bo coś czuję, że ma żywioł nocy i potrafi kontrolować swoje sny i innych...

Jagódka?

Podsumowanie miesiąca - październik

No i październik za nami.
Kolejny miesiąc istnienia bloga miał gorsze osiągi niż wrzesień, lecz nie należy narzekać c;
Największa ilość wyświetleń jednego dnia? 235 z 15 października.
Rekord 637 wyświetleń nie został niestety pobity.

Jak tam event?
W planie było zakończyć go miniony weekend, ale widać, że obowiązki nas przytłaczają. Event będzie trwać aż do odnalezienia wszystkich artefaktów. Mam nadzieję, że pozbędziemy się duchów z Nivy przed Bożym Narodzeniem, bo trzeba będzie przerwać wydarzenie siłą.

Co pojawiło się w minionym miesiącu?

Eliksiry
Możecie je już kupować, lecz trwają prace nad składnikami. 
Gdy taka zakładka się pojawi, będzie można je również warzyć.
Powstaną też amulety.

Bestiariusz
Opisy potworów już gotowe.
Warto je mieć na uwadze.

Statystyki

Wyświetlenia w ostatnim miesiącu: 2942
Opowiadania: 44
Nowi członkowie: 0 <---- Jakże smutno ;-;
Zawarte sojusze: 6

Najaktywniejsza postać: Jagódka
Z tej racji otrzymuje 50A

Życzę wspaniałego listopada i powodzenia w evencie!!!

Pozdrawiam
~Morrigan