9.12.2017

Od Darkness'a Cd Jagódka "Drugi z Cudów"

Cóż, Jagoda ma prawo mieć własne zdanie. Napewno kiedyś je zmieni, ale uszanuję to.
~•~•~•~•
- Nie lękaj się. - uśmiechnąłem się. - To tylko Aedes mortiferum ( łacina ^^ )
- Wredne komary... Czemu jestem w szpitalu? - rzekła lekko poddenerwowana.
- Nie jesteś w szpitalu, zabrałem Cię do mojego domu, jesteśmy na strychu, który szybko ustylizowałem na Szpital. Nic się nie martw, medyk już dawno podał Ci leki, nic nie powinno się dziać. - przytuliłem klacz.
- Okej... A mogę wstać? - spytała.
- Tak, jeśli dasz radę. - odparłem.
- Phf! - prychnęła i wstała z łóżka.
Zaczęliśmy rozmawiać o naszych dawnych dziejach. Zaparzyłem herbaty z guaraną na pobudzenie Jagody.
Ufałem jej. Ona opowiedziała mi swoją całą historię, a ona nadal znała tę zmyśloną... Moja... Siostra...
- Jagodo, posłuchaj... Ja... Opowiadałem Ci zmyśloną historię. Tak jak wszystkim. Moja siostra jest teraz zesłana na 1000 lat do otchłani wodnej... Ta piosenka pozwoli Ci to lepiej zrozumieć. Chodźmy nad wodę. - rzekłem ze smutkiem.
~•~•~•~•
Gdy dotarliśmy nad rzekę, zapadał zmrok. Demon pokonany, więc nie ma się czego bać.
I zacząłem śpiewać.

"Lulaby for a princess"

Okrutny był los, nie trafny był sąd.
Jak mogłem odegnać Cię z tąd?
Wina jest ma, a kara zaś Twa.
Zamilkła po dziś dzień harmonia.
I tak przez tą ciszę zanoszę Ci pieśń.
Mym duchem dotrzymam Ci sił...
Ukoję Twój żal,
Kołysanko trwaj!
I oby sen piękny się śnił...
Raz pewnien ogier co w blasku wciąż trwał,
Spoglądnął na kraj swój i tak,
Z uśmiechem rzekł: "Nie ma drugiego konia, co chwałę i władzę mi równą by miał".
Och, wielka jego cześć, oraz wielka jego gloria!
Jak wielki rzucał swój cień?...
Ten okład ciemnością na młodszą z nich dwóch,
I rósł nienawistnie co noc i co dzień...
Miłość do siostry nie była tak wielka jak na nią zasługiwała.
Szacunek poddanych niewielki wszak był,
A gorycz jej duszę wciąż rozrywała...
I ten głupi ogier nie pomógł jej już,
Tej niszczonej od środka - tej młodszej z nich dwóch...
Lecz taki jest los, oraz taka jest cena,
Gdy pycha zaślepia Twój duch!
Lulaj siostrzyczko, księżniczko ma śpij,
Spowita w wody blask.
Słowa z melodią niech przyniesie wiatr,
Przez kosmos, świat i czas...
Wtul się w blask wody,
Jak w koc.
*Do Jagódki*
Niech niezna cię smutek,
Strach, czy ból.
Wiem że gdy zmorzy mnie mrok,
Ciebie znajdę tu...
Są wieki przed nami,
Niezbadany czas.
I nie chcę samotnie,
Spędzić wszystkich lat!
*do siostry*
Niech tysiąc zim srogich,
Minie niczym grom!
*do Jagody i Siostry*
Ja kocham, i tęsknię.
Wszystkie mile z tąd!
*Do siostry*
Śpij... Śnij...



< Jadzia? >

Od Jagódki CD. Darkness'a "Jeden z Cudów"

Otworzyłam szerzej oczy... Wystraszyłam się. Dzie...Dziec...Dzieci?! Kocham go, ale nie chcę mieć dzieci. Nie jestem na to gotowa... Nie chcę mu również sprawić przykrości.
- Darkness... Ja... Ja... - jęknęłam i nagle poczułam, że ktoś wchodzi do mych myśli. Wzięłam głęboki wdech. Ja nie jestem na to... Gotowa. Może... Kiedy indziej? Proszę... Bo ja... Nie... Nie chcę dzieci. - odparłam w myślach i spojrzałam głęboko w oczy mojego narzeczonego. Przepraszam... - dodałam w myślach i pocałowałam Darkness'a. Zamknęłam oczy. Otwarłam je. Zrobiło mi się nagle słabo. Nie wiem nawet, czemu. Ponownie zamknęłam oczy, lecz nie zdążyłam już ich otworzyć...

~*~*~

Poczułam silne ukłucie. Otworzyłam oczy. Zaczęłam dyszeć. Rozejrzałam się dookoła. Gdzie ja jestem? Czyżby to był... Szpital? Chciałam wstać, lecz nie mogłam. Spojrzałam na swoje ciało. Byłam poraniona. Co się wczoraj stało? Nie rozumiem... Nagle pojawiła się obok mnie znajoma postać. Darkness...
- Co się stało? - zapytałam z lekką nutką niepokoju.

< Darkness? Przepraszam, że takie krótkie c: >

Od Darkness'a Cd Jagódka "Jeden z Cudów"

Byłem bardzo szczęśliwy. W końcu mam dla kogo żyć, co jest dla mnie pocieszeniem.
W moim notesie znajdowało się już dużo rysunków i zapisków dotyczących świata. Góry Smocze są miejscem inspiracji, i obserwacji. Bardzo chciałem dowiedzieć się czegoś o smokach. To bardzo fascynujące ale zarazem tajemnicze i niebezpieczne.
- Jagódka? - spytałem.
- Tak? - odparła klacz.
- Wiesz... Dobry z samoobrony to ja nie jestem... Może... Nauczyłabyś mnie strzelać? - zaproponowałem.
- Czemu nie? - uśmiechnęła się.
Wyjąłem ognisty łuk razem z kołczanem strzał z magmy. Zaschnęta magma była twarda, a ostra końcówka dobrze raniła.
Klacz uczyła mnie celności, naciągania strzały na cięciwę, sposobu trzymana naciągniętej strzały i wielu innych rzeczy.
Nieoczekiwanie zapadł zmrok.
- Jagódko... Może... Ja już pójdę... - rzekłem i pospiesznie schowałem łuk i strzały. Przytuliłem lekko klacz, i odbiegłem. Było już całkowicie ciemno, a nadal miałem na oku moją narzeczoną. Eh, jeszcze nie zmieniłem się w demona? Przecież... Już dawno powinienem...
Nagle demon pojawił się przedemną. Był osłabiony i dyszał.
- Co tak dyszysz? - spytałem złośliwie.
- Tfu, karmiłem się Twoimi uczuciami, a teraz najadłem się *kaszlu kaszlu* miłości... - odpowiedział ochrypiale. - Ona mnie zabi - urwał. Zdał sobie sprawę, że nie powiniem tego mówić.
- JAGODA! - wrzasnąłem. Zaraz koło mnie pojawiła się znajoma sylwetka.
- O nie - jęknęła.
- Nie lękaj się. - rzekłem uspokajająco. - Nasza miłość do siebie go zabija.
Podszedłem do Jagódki, i przybliżyłem moje czoło do jej czoła. Jej oczy błysnęły. Zetknęliśmy się pyszczkami... Pocałowałem ją delikatnie, a ona mnie. Potem razem się pocałowaliśmy, przechodząc w coraz bardziej namiętny pocałunek. Unieśliśmy się do góry, i pochyliliśmy głowy w pocałunku. Nasze rogi zaczęły górę serca, a nasze ciała i ogony falowały i utworzyły dół kształtu. Nagle błysnęło niesamowite światło, a demon krzyknął:
- NIEEEE!!!!
I... Zniknął.
Opadliśmy na ziemię, nadal się całując. Przerwaliśmy pocałunek, patrząc sobie w oczy.
- Jagodo, ja Ciebie... Chcę. Pożądam. Chodźmy, tam rozwiniemy naszą miłość. Chcę bytylko z Tobą. Chcę... Mieć... Z... Tobą... Dzie... - niedokończyłem, jąkając się.


< Jagódka? ^^ >

15.11.2017

Od Jagódki CD. Adamirenda

Warknęłam ze złości i również użyłam ponadprzeciętnej prędkości, aby jak najszybciej dogonić ogiera... Miałam chyba jeszcze jakieś szanse, no nie? Muszę go jak najszybciej znaleźć. A najlepiej będzie, jeśli polecę za nim, bo z tego co zauważyłam to on używa głównie kopyt nie skrzydeł... Ale ja użyję właśnie skrzydeł!
***
Nie miałam zamiaru się męczyć. Powoli wyczuwałam obecność Adamirenda... O nie... On...On szuka pewnie kolejnego Artefaktu... No nie... Po prostu świetnie! Pewnie już znalazł Łzę Cerbera! Lub... Może jej jeszcze nie znalazł, i będę miała szansę mu w tym przeszkodzić...
- No jasne! - zaśmiałam się i zaczęłam się kierować w stronę Fuego, gdzie tam już zapewne był i szukał tego niesamowicie pięknego kryształu. Już zaraz miałam tam być, kiedy nagle pojawił się przede mną on... Ten ogier, który jest w prawdzie duchem, ale już wkrótce może być nawet żywym.
- Czego tu szukasz, cwaniaro? - mruknął do mnie a ja tylko prychnęłam ze złością.
- Szukałam jakichś kamieni szlachetnych... Minerałów... Widziałam tu nie dawno Amulet z pięknym diamentem, więc po niego tu właśnie przyszłam... - uśmiechnęłam się i odsunęłam szybko na bok ogiera, po czym odleciałam, aby na niby szukać tego amuletu. Adamirend, jak widać - miał co do mnie podejrzenia, lecz całkowicie nie potrzebne. Myślałam, że szybciej się domyśli, że wcale nie szukam amuletu z diamentem, lecz właśnie jego szukałam i znalazłam, a teraz będę go ciągle śledzić, choćbym nie wiem co.
- Myślałem, że własnie mnie szukałaś. - powiedział. - I mnie znalazłaś. Proszę, proszę... Jesteś spostrzegawcza... I to bardzo. - dodał. Nagle... Poczułam ostry ból na kończynie tylnej. Zdążyłam się zorientować, że była to strzała, przez którą... Stałam się przeźroczysta. I... Nie mogę już za bardzo śledzić ogiera, ponieważ moje moce osłabły...

Adamirend?

14.11.2017

Od Adamirenda CD. Jagódki

Zdążyła się już uwolnić od mego zaklęcia. Rzeczywiście, ma moc nocy, tak jak podejrzewałem. Chociaż... Miałem co do tego podejrzenia wątpliwości. Była podobna do koni z żywiołem wody lub ognia, a nie nocy... Lecz można było się szybko zorientować. Konie z żywiołu nocy są zawsze podejrzliwe, uparte i waleczne. No... Może się zdarzają wyjątki, że są tchórzami, lecz mam nadzieję, że za wielu takich nie ma, ponieważ zazwyczaj przynoszą nam, starszym i doświadczonym wstyd. Przypomniały mi się nawet czasy, kiedy wszyscy z żywiołu nocy pomagali sobie nawzajem... Nagle poczułem, że budzi się we mnie dobra energia... Która była tylko iskierką, która mogła w każdej chwili zgasnąć, lub świecić coraz mocniej, dzięki czemu stałbym się znów dobry... Nie wiem, czy da się mnie jeszcze zmienić, lecz na początek chciałbym się zająć Artefaktami. Najpierw obowiązki, później przyjemności, czyli... Robienie tego, co od zawsze chciałem, lub... Stawanie się dobrym. 
- Czego tu szukasz, mój drogi ogierku, szukający zapewne jakiś robaków w bagnach...? - zapytała oschłym tonem klacz. Eh... Niestety. Klacze potrafią być okrutne, lecz nie tylko one - płeć brzydsza potrafi dokładnie to samo, może nawet lepiej...
- Robaki mi się niestety przejadły... A ty, czemu ciągle za mną podążasz, moja mała, słodka klaczko? - odpowiedziałem, ale i zarazem odpowiedziałem klaczy równie oschłym tonem, jak ona.
- Brakuje mi towarzyszy, ty malutki z góry jak mrówka ogierze... - uśmiechnęła się przekornie i powoli wyciągała broń... Zakłopotany, odwróciłem od niej wzrok i po kilku kolejnych minutach poszukiwań, odnalazłem to, co do mnie od teraz będzie należeć. Był to... Pierścień Morte! Szybko go ukryłem w swojej torbie i odwróciłem wzrok w stronę klaczy, której już niestety nie było. Nagle poczułem ostry ból na grzbiecie.
- Nieźle, nieźle, tylko powinnaś trochę popracować nad swoją techniką... - mruknąłem a klacz się tylko zaśmiała, tyle że grubszym głosem zdenerwowanej samicy. 
- Popracuję nad nią kiedy będę miała czas... - zaczęła szykować kolejną strzałę, lecz ja tylko westchnąłem, pokazując jej, że nie robi to na mnie wrażenia. Użyłem wrodzoną u mnie ponadprzeciętną szybkość i natychmiastowo uciekłem klaczy z zasięgu wzroku. Zdobyłem Pierścień Morte, a teraz muszę się wybierać po Łzę Cerbera. Czyli będę musiał się wybrać do... Fuego! Dokładnie pamiętam, gdzie on się znajduje i jak wygląda. Uśmiechnąłem się do siebie i zacząłem biec. Nareszcie zgubiłem tą dosyć upartą klacz, lecz wiem, że ona zaraz może mnie dogonić, nawet, jeśli mam od niej kilkanaście kilometrów przewagi...

Jagódka?

Od Jagódki CD. Adamirenda

Moje oczy automatycznie się zamknęły. Nagle czułam, że przenoszę się gdzieś indziej... Do innego wymiaru. Do... Wymiaru snów. Nie, nie! Nie mogę tam być! No świetnie... Ten koń ma taką samą moc jak ja. Muszę coś temu zaradzić... Wyczarowałam czarną dziurę, która była moim portalem. Mogłam się przemieszczać w snach w dwie strony - do snu, gdzie chcę zasnąć, lub do "pobudki", gdzie chcę się natychmiastowo obudzić. Wybrałam to drugie. Szybko otworzyłam oczy. Było jeszcze ciemno. Leżałam na ziemi. Byłam.... Sama.
- Świetnie... - mruknęłam zdenerwowana i wstałam z leśnego runa, aby otrzepać się z ziemi i błota, które mnie niestety ubrudziło. - Jeszcze mi za to zapłacisz... - moje oczy błysnęły światłem. Potem zgasły. Nagle zaczęły krążyć w mojej głowie dwa, dziwne na razie pytania. Pierwsze z nich brzmiało: Czemu, kiedy się denerwuję moje oczy świecą? A drugie brzmiało tak: Czy Adamirend jest duchem, który chce ponownie wrócić do świata żywych? Na pierwsze pytanie potrafiłam odpowiedzieć, ale na drugie już nie... Zachowywał się całkiem jak normalny koń, ale musiał coś przede mną ukrywać... I wiedział, że chce się tego dowiedzieć, więc pewnie dlatego mnie uśpił, aby uciec.
- Muszę go znaleźć... Mógł już daleko zajść... - jęknęłam i wzniosłam się w powietrze, aby rozejrzeć się po terenie.
***
Bagna. Właśnie tam ponownie spotkałam ogiera, który czegoś tutaj szukał... Pierścień Morte! Czemu wcześniej na to nie wpadłam... Muszę mu jakoś przeszkodzić. Nie mogę pozwolić  na odnalezienie wszystkich Artefaktów. Duchom nigdy nie należy ufać. Mogą one się zemścić nad wszystkimi stworzeniami z Nivy, co może się skończyć również rewolucją. Co poniektóre duchy mają pewnie ogromną moc, którą mogą wykorzystać na nasze zniszczenie, a co gorsze - zniszczenie wymiaru... Stop! Muszę przecież coś zrobić, nie mogę rozmyślać na razie o najgorszym. Muszę na razie go odciągnąć od swojej misji. Może da się coś zrobić... Och, czyżby wróg mnie zauważył?

Adamirend?

7.11.2017

Od Evana cd. Od Bandidy

Wyrocznia zostawiła mnie ze swoim wilkiem. Ten spoglądał na mnie przez cały czas, szczególnie mając na uwadze moje rozległe rany pozostałe po konfrontacji z jego współbratymcami. Starałem się nie panikować z tego powodu i zachować bezwzględną powagę. Jednocześnie podejmowałem desperackie próby uleczenia swoich ran. Było to bezskuteczne. Całą swoją energię zużyłem na walkę z drapieżnikami. Bądź, co bądź, ataki wyładowaniami elektrycznymi nie należą do najlżejszych. Potrzebowałem czasu, by zgromadzić wystarczającą moc na leczenie. Jedyną moją nadzieją była teraz niepozorna, aczkolwiek zadziwiająco zadziorna istota, która wybrała się z moją sakwą wgłąb tajgi. Nie pozostało mi nic innego, niż tylko oczekiwanie na jej przybycie.
Chwalmy niebiosa, że Bandida posiadała moc ponadprzeciętnej prędkości. Nie minęło pięć minut, gdy znów stała przy mnie. Wyciągnęła z torby fiolkę z połyskującą białym światłem wodą. Odkorkowała naczynie i wylała jego zawartość na najpoważniejsze rany. Skrzywiłem się z bólu. Wbrew pozorom ten zabieg nie przynosił ukojenia. Czułem, jak rany się zrastają. Nie potrafię określić jakie było to uczucie, lecz z całą pewnością mało przyjemne.
Gdy tylko pierwszy szok minął, spróbowałem wstać. Obrażenia dawały o sobie znać, lecz nie poddawałem się. W końcu udało mi się utrzymać na nogach i zrobić kilka niepewnych kroków. Nieprzyjemności ograniczyły się do powierzchownego pieczenia. Obejrzałem miejsca, w których wbiły się kły wilków. Klacz przyglądała się temu z wyrazem lekkiego znudzenia.
-Dziękować Rosio za te źródła...- westchnąłem.
I teraz nastąpiła chwila niekomfortowego milczenia. Żadne z nas nie chciało zbytnio kontynuować podróży wspólnie, ale jednocześnie coś blokowało nas przed odejściem. W końcu postanowiłem przerwać ciszę. Może mało gustownie, ale skutecznie - chrząknięciem.
-Dziękuję za pomoc.- słowa te ledwo przeszły mi przez gardło. Nie zwykłem nikomu dziękować.

(Bandida?)

6.11.2017

Od Ax'a

Zwisałem głową w dół z jakiegoś, nieistotnego dla ekosystemu tej planety, drzewa.  Przyglądałem się, jak jedna z cielesnych zjaw chodziła w kółko po lesie, wydeptując już całkiem niezły okrąg w ziemi. Moje ślepia podążały w te i z powrotem za jej krokami. Nuda. Poczułem nieodpartą ochotę wypróbowania moich mocy na teoretycznie martwej istocie.  Właściwie, to chętnie zrobiłbym to, także  z resztą nowych przybyszów. Wchodzą w kontakty z żywymi, panoszą się po terenach, jakby nigdy nie zostali z nich wypędzeni. Ktoś musi coś z tym zrobić... Uśmiechnąłem się mimowolnie i w tym samym momencie pojawiłem się w Górach Smoczych.  Było naprawdę jasno. Świeży śnieg odbijał promienie słońca, rażąc w oczy. Grota, której szukałem, była na samym szczycie wysokiego wniesienia. Zapragnąłem tam polecieć, tak jak za dawnych lat. Jednak zostałem brutalnie przywrócony do swojego codziennego stanu, bezkresnej rozpaczy, gdy tylko spróbowałem poruszyć moimi skrzydłami. Haha. Chyba jest ze mną coraz gorzej. Jak mogłem zapomnieć, że już nie potrafię wznieść się ponad ziemię w materialnej formie. Złote pręty wbijają się głęboko w moją skórę, przygwożdżając do ciała parę skrzydeł. Po chwili śnieg obok mnie, stał się czerwony. Wciąż krwawię. Niestarannie zawiązane bandaże przepuszczają całe litry bordowej cieczy. Właśnie dlatego, nie mogę zbyt długo przebywać na Ziemi, jako istota należąca do świata doczesnego. Jestem zbyt słaby w tej postaci i kilka chwil wystarczy, aby wyciekło ze mnie całe życie. Rozpadam się. Szybko przybrałem formę czarnego dymu. Niczym para wodna, ulotniłem się, aż do wnętrza jaskini. Było niespodziewanie jasno, za sprawą pochodni, powieszonych po obu stronach korytarza, wydrążonego w skale. Płonęły wiecznym, błękitnym płomieniem. Znak bogów.
 - Jeszcze nie czas to, odejdź proszę, w pokoju. – Usłyszałem głos jednego z członków Panteonu. Na końcu tunelu stało jaśniejące światłem bóstwo. Od razu rozpoznałem wielkie, półprzeźroczyste skrzydła, składające się z drobinek powietrza, śniegu, chmur i mgły. Aire? No tak, jak zwykle wysłali najsłabszego spośród siebie do brudnej roboty.
 - Nie ma już pokoju między mną, a bogami. Zabieram tarczę – powiedziałem, a mój głos odbił się echem po pustym tunelu. Tak. Przyszedłem tu po Tarcza Zao Nazar'a. Chcę zdobyć ją, a potem widzieć rozpacz w oczach dusz, które były już tak blisko swego celu, zdobywając pozostałe trzy artefakty. Rzecz jasna, nigdy nie użyłbym ich na sobie, kto wie, co mogłoby się wtedy stać… Po prostu chcę ją mieć. Mieć coś, od czego zależy czyjeś życie.
 - Nie myśl, że daruję ci to bluźnierstwo. – Bóg w ułamku sekundy zmienił postać, formując swego ducha na kształt świetlistej strzały. Natarł na mnie z zawrotną szybkością. Pewny siebie, jak oni wszyscy. Zresztą, nie bez powodu. Nie mam nawet prawa się z nim mierzyć. Jednak, czy to znaczy, że nie spróbuję? Nie. W ostatniej chwili ulotniłem się, unikając zabójczego dla mnie, boskiego światła. Nie załatwię tego samą obroną. Muszę coś wymyślić. Nagle nowy pomysł raził mnie jak grom z jasnego nieba. Potem wszystko działo się zbyt szybko. Ogień. Błękit zmienił się w czerwień. W tym samym momencie, już stałem przy tarczy, położonej na skalnym podeście. Po jego drugiej stronie pojawił się Aire. W jego oczach szalało tornado. Tak, jakby miał w nich zwierciadło swojej duszy.
 - Ostende te – wypowiedział zaklęcie. Chwilę potem, zorientowałem się, co chciał osiągnąć. Skrzywił się nieznacznie na mój widok. Byłem w materialnej postaci. Z niezakrzepłych ran kapała w coraz szybszym tempie ciemna ciecz. Nie mogłem się ruszyć. Poczułem duszący zapach siarki i zgnilizny. Byłem jak truchło, gnijące od środka. Z mojej łopatki oderwał się całkiem spory płat skóry. Poczułem jak po chrapach pełzają mi larwy i inne robactwo. Cały pysk piekł od poparzeń, z niego również zaczęło coś wyciekać, coś jak ropa. Mogłem sobie tylko wyobrazić, jak strasznie musiałem w tym momencie wyglądać. Machnąłem łbem, aby odgarnąć z oczu brudną, skołtunioną grzywę.
 - Coś się stało? Wielki bóg poczuł obrzydzenie? – wycharczałem, a z mojego pyska bryzgnęła kolejna porcja krwi. Z szyi oderwał się skrawek zepsutej skóry, a z rany wypełzło jeszcze więcej robactwa, które wydrążyło w moim ciele już niezliczoną liczbę tuneli i korytarzy. Wszystkie bandaże, tylko lekko zawiązane, opadły na ziemię, a ze złotych prętów wbitych w skórę, zaczął wypływać strumień ropy.
 - Nie pozwolę, by tak żałosne stworzenie sprzeciwiało się wszechmogącym bogom – zadeklarował z zawziętością. Tak. Na to właśnie liczyłem. Nienawiść ogłupia i zdejmuje wszelkie blokady umysłowe. Nawet, jeśli jesteś bogiem. Złudzenie. Tylko złudzenie może mnie uratować. W całym korytarzu zawiał porywisty wiatr, był tak silny, że dosłownie zdmuchnął mnie i powalił na ziemię. Uderzyłem z impetem o skałę i poczułem, że z głowy wypływa mi nowy strumyczek mokrej, nieco lepkiej cieczy. Zobaczyłem, jak zaraz obok Aire miota się na wszystkie strony, gdy otaczają go burzowe chmury i tornada, i sztormy. Prosta technika. Pokazujesz mordercy ile zła wyrządził, rozkazujesz mu słyszeć krzyk swoich ofiar, każesz patrzeć na śmierć, od której odwracał się przez wieki. Gdy jesteś tak wysoko postawioną istotą, zabijasz wiele, tak wiele, że zapominasz o tym, jak wielkim cierpieniem jest śmierć. Szybko przybrałem postać cienia z błyszczącymi w ciemności, czerwonymi ślepiami. Powoli podniosłem się z ziemi i przyciągnąłem do siebie tarcze, która posłusznie znalazła się u mojego boku. Chwilę później, pojawiłem się przy wyjściu.
 - Nie myśl, że następnym razem dostąpisz naszej łaski - usłyszałem głos Aire. Zaśmiałem się krótko.
 - Nigdy o nią nie prosiłem - rzuciłem i rozpłynąłem się w pierwszym podmuchu górskiego wiatru.

5.11.2017

Od Jagódki CD. Darkness'a

Zamurowało mnie. To dzieje się naprawdę. Nigdy nie myślałam, że będę miała po raz kolejny partnera... Czego się bałam. Bałam się, że Darkness mnie opuści... Że demon nad nim zawładnie... I że... Wszystko się zmieni. Wybuchnie ponownie wojna... A co będzie, jeśli stracę życie na jednej z nich? Nie chciałabym go tym zasmucić. Wzięłam głęboki wdech. Uśmiechnęłam się szeroko i skoczyłam na ogiera pełna radości.
- Uroczyście oświadczam, iż zostanę twoją partnerką, i będę Ci wierna aż do śmierci. - starałam się zachować przy tym powagę, lecz nie mogłam już wytrzymać...
***
Już wkrótce miał się odbyć nasz... Ślub. Nie mogłam w to uwierzyć. Powoli rozważaliśmy przeprowadzkę, lecz do którego domu? Do Darkness'a, czy do mnie? Sama nie wiem... Czas pokaże, lecz musimy podjąć rozważną, ale i zarazem szybką decyzję, gdyż czasu jest coraz mniej. Najgorsze było to, że bałam się trochę mieszkać u ogiera, ponieważ jeśli w nocy będzie się zamieniał w demona... Nie będzie sam, i może mi zagrozić nie małe niebezpieczeństwo. Na razie chciałam to ukrywać, także w myślach byłam cicho, ponieważ obawiałam się obecności konia w moim umyśle, a on umiał przecież czytać w myślach, co czyniło go jeszcze bardziej tajemniczym i jeszcze bardziej... Mądrzejszym. Mam nadzieję, że cały związek ułoży nam się dobrze, że wszystko będzie w porządku i... Będziemy żyć szczęśliwie, lecz nic nie będzie już takie samo. Mam również nadzieję, że Darkness nie obrazi się, kiedy będę wychodzić na nocne patrole, lub wstawać wcześnie rano, aby obserwować okolice i zająć się swoją pasją, czyli łucznictwem. Rozmyślałam tak od dłuższego czasu. Znajdowałam się w Górach. Lecz nie takich zwykłych, bo Smoczych. Był tam również ze mną mój przyszły partner, Darkness, który aktualnie zapisywał w swoim notatniku notatki o swoich obserwacjach przyrodniczych. Zamknęłam oczy. Zaczęłam medytować, oraz zarazem uspokajać się. Kiedy czułam że ktoś jest za mną, z przyzwyczajenia spowodowałam, że moje oczy błysnęły oraz że odwróciłam się w stronę przeciwnika wraz z mieczem, którego nie miałam, ale się za to odwróciłam i już byłam gotowa do walki, kiedy okazało się, że był to Darkness. Uśmiechnął się do mnie lekko.
- Wszystko w porządku? - zapytał.
- Tak... - odparłam. Światło na moich oczach zgasło. Spojrzałam wysoko na niebo... I zaczęłam ponownie rozmyślać.

Darkness?

Od Herli Cd. Bandida ( poprawione )

Już jestem trochę na tej zapchlonej Nivie. Prawie nic tu się nie zmieniło, co mnie odrobinę zaskoczyło. Zaczęłam życie niefortunnie trafiając na Steel'a, lecz życie toczy się dalej. Myślałam, że nie pobędę tutaj dłużej niż 7 księżyców, ale widać nawet ja się mylę. Drzewa powoli robią się coraz bardziej zimne, bezlistne i zastygają. Ostatnie październikowe liście kruszyły mi się pod kopytami. Tak na prawdę nie miałam ochoty szukać artefaktów, ale wtedy mogłabym gnębić mieszkańców Nivy przez całe moje życie. Ta myśl nie dawała mi spokoju, nie wiedziałam jaką decyzję podjąć. Lecz klamka zapadła niedługo potem. Szukam artefaktów.
~~~~~~~~~~~~~
Postanowiłam iść na bagna. Tam podobno jest ukryty jeden artefakt. Jak mu tam? A tak... Pierścień Morte.  Patrzyłam w niebo myśląc, czy inne duchy z zaświatów też stąpają na ziemi. Byłam w górach, więc było dość chłodno. Ta temperatura idealnie nadawała się do myślenia o tych tematach. Po dość długiej wędrówce udało mi się dotrzeć do celu.
Drzewa rosły tam - a i owszem. Jakby ktoś układał je w pośpiechu. Zwisały z nich mokre liany, które miały kolor brązowy - zapewne od błota. Zanim zdecydowałam się na pierwszy krok, poważnie przemyślałam całą sytuację. Czy na pewno chcę pakować się w bagna z których być może nie wyjdę? Umrzeć ponownie? Nie, nie da rady. A więc ruszyłam.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Po kilku godzinach wędrowania po zimnych, i czasem ciepłych bagnach, błotach i innych dziurach miałam dość. Tyle czasu zmarnowanego na jeden mały pierścionek. Nie mogli go... Dać na start? Choć wszyscy wiemy że nigdy żaden z koni który mieszka na Nivie pomógłby duchowi z zaświatów pomóc tu zostać.
Bolały mnie nogi, które i tak miałam pobrudzone po łopatki. Pot ciekł mi po czole, i coraz trudniej było iść naprzód. Ale mimo że coraz wolniej, i z większym zmęczeniem brnęłam dalej. Ni stąd - ni zowąd zobaczyłam grubsze, zupełnie czarne drzewo. Wołało do mnie:
- Choć tu, tu jest to czego szukasz...
O nie. Umysłowe... "Fatamorgany". Zmęczenie daje za swoje. Ominęłam drzewo szerokim łukiem. Nagle zza większej kępy roślinności wyłonił się niesamowity potwór. Ryknął na mnie, i zaszarżował. Był gotów do ataku.
Moje szczęście jest nam dobrze znane, i oczywiście potwór zaatakował wtedy, gdy kompletnie nie miałam sił walczyć.
A zgadnijcie, co miał na piątym palcu?
Pierścień Morte!
Byłam zirytowana. Czy coś jeszcze może mi się przytrafić?
Tak. Miałam rację. Jakiś koń zbliżał się do mnie.
- Kim jesteś? -warknęła ostrzegawczo, gdy dotarła do mnie. Chba poznała że jestem duchem z dawnej Nivy, i chyba miała dość takich gości.
- Nie czas na pogaduszki - syknęłam, i spróbowałam zaatakować monstum.
Celnie traliłam moim mieczem w dłoń napastnika, przez co pierścień spadł z jego dłoni. Podbiegłam po niego, i udało mi się go zdobyć.
O dziwo, potwór uciekł. Przy mie zaraz była znajoma klacz....
Do nas dołączyły inne... Duchy z zaświatów. Natychmiast rzuciły się na mnie, zapewne też chciały zdobyć pierścień Morte.




< Bandida? >

4.11.2017

Od Bandidy cd. Evan'a

Ogier sam się prosił, żebym była dla niego ściślej mówiąc chamska. Jego zdziwienie sprawiało mi dużą satysfakcję. Naszą bardzo przyjemną wymianę zdań przerwały wilki. Cala sfora... Nim zdążyłam się obejrzeć było ich na tyle dużo, że powaliły mojego towarzysza rozmów. Tak samo nie wiadomo skąd pojawiła się Hielo. Nie namyślając się za długo przepędziłyśmy zwierzęta. Evan chyba do końca życia będzie miał traumę przed wilkami. Lecz jak narazie będzie musiał znosić moją Hielo. Podeszłam do niego. Koń leżał w kałuży krwi.
-Coś czuję, że sama herbatka nie wystarczy...- powiedziałam z kpiącym uśmieszkiem
-A ja coś czuję, że przyda mi się meliska - ogier popatrzył na mnie a potem na moją towarzyszkę
-Z eutanazją, czy bez? - zaśmiałam się
-Byle nie musieć prowadzić z tobą konwersacji.- burknął
-Nie ładnie tak...- zacmokałam
-Co?- zdziwił się. Niestety chyba natychmiast pożałował swoich słów. Zapewne na chwilę zapomniał, że umiem czytać w myślach
-To jak? Rozmawiamy dalej? Bo mam przeczucie, że lubisz się ze mną drażnić.- uśmiechnęłam się promiennie
-Na razie chciałbym pozostać przy życiu.- odparł, jako że nadal leżał w kałuży krwi
- Rozumiem twą chęć życia - powiedziałam podnosząc torbę z fiolkami z trawy
- Co ty robisz? - ogier popatrzył na mnie zdziwiony
Rozglądałam się dookoła. Nie chciałam być niemiła, ale sfora mogła wrócić... Ale jak to już wcześniej można było dostrzec ogier zmusił mnie do bycia chamską, więc postanowiłam zostawić go z moją wilczycą.
- Ratuje ci życie... Hielo... Zostań z nim na wypadek gdyby wilki wróciły. Ja lecę nad źródła - powiedziałam z już normalnym jak na mnie wyrazem pyska, zakładając wcześniej wspomniany przedmiot na grzbiet
- Tylko... - ubiegłym go czytając mu w myślach
- Nie rozbij fiolek... Martwisz się o nie bardziej niż o własne życie? - skierowałam piorunujący wzrok na Evan'a - Nie pierwszy raz niosę fiolki... A z tego co wiem to większości jest już pusta
Nie zważając na jego odpowiedź popędziłam do źródeł. Ich moc powinna wystarczyć żeby pomóc ogierowi. Do miejsca gdzie się kierowałam nie było aż tak daleko. Gdy byłam już przy brzegu wyjęłam jedną z fiolek i napełniłam ją wodą z źródła. Tak samo postąpiłam z czterema innymi... Jak to mówią: Przezorny zawsze ubezpieczony. Zapięłam sakwę (czy co to tam jest). Popatrzyłam na piękny krajobraz. Najchętniej bym tu została, ale parędziesiąt metrów prawie wykrwawiał się koń, więc myśl pozostania tutaj musiałam szybko odwlec.

Evan?

Od Darkness'a CD Jagódka

Nie wierzyłem co się stało. Wszystko błysnęło cudnym niebieskim światłem, a ja chcąc uniknąć śmierci klaczy, która tak wiele dla mnie znaczy, zabrałem ją tuż przed uderzeniem miecza do umysłu demona. Przytuliłem klacz mocno i odezwałem się:
- Nie bój się. Ten koszmar minie, opatrzę Cię w moim domu. Jeszcze trzy godziny do świtu. Razem przez to przejdziemy. - powiedziałem czule patrząc na jej ramię.
Klacz wtuliła sie moją sierść. Zasnęliśmy, aż demon musiał opuścić teń świat wraz z księżycem. Poranna zorza lśniła na niebie. Wziąłem wyczerpaną Jagodę na moje plecy i pognałem czymprędzej do domu. Opatrzyłem klacz i połorzyłem w łóżku. Powoli otworzyła oczy, które błysnęły energią.
- Już? Myślałem że trochę to potrwa - uśmiechnąłem się. - Nadal boli?
- Już mniej, dzięki - Jagódka odwzajemniła uśmiech.
Postanowiłem porzejść się nad najbliższy strumień. Napiłem się i zaczerpnąłem wody do wiadra, które po powrocie podałem towarzyszce.
- Czy Twoje uczucie do mnie jest prawdziwe, czy ulotne? - spytałem z nadzieją.
- Darkness, Ja... Naprawdę Cię kocham. - odpowiedziała poważnie, na tyle bym zrozumiał powagę.
Parsknąłem, a do mojego domu wleciały dwa cudne kolibry które założyły Jagodzie wianek z cudnych kwiatów, róż i liści.
- Ślicznie wyglądasz - uśmiechnąłem się i pocałowałem klacz delikatnie. Jagoda zarumieniła się.
- Pczej tu na mnie, niedługo wrócę - powiedziałem wychodząc z domu. Pognałem do miasta najszybciej jak mogłem. Trafiłem do sklepu, i wybrałem złoty pierścień z rubinem w kształcie serca. Wróciłem do domu. Jagoda czuła się chyba dużo lepiej, bo wstała i zaparzyła herbatę.
Zgiąłem przedniął nogę, i powiedziałem magią unosząc pierścień:
- Jagodo, ta, która ze mną walczyła. Ta, która się dla mnie poświęciła. Czy... Wyjdziesz za mnie? - błysnęły mi oczy. - Jeśli powiesz tak, założę ci ten pierścień na Twój róg, i będziemy żyć razem.


< Jagódka? Co powiesz? >

2.11.2017

Od Evana

Ostatnie wydarzenia na Nivie z całą pewnością zaniepokoiły każdego. Nie często zdarza się, że umarli tutaj wracają, tym bardziej żądni zemsty. W tej sytuacji pozostawało nam jedynie przeczekać to zjawisko i zachować spokój. Ja jednak na wszelki wypadek wybrałem się w teren po zioła. Jeżeli dojdzie do konfrontacji, będę potrzebny. Sama magia nie zawsze wystarcza i nie zawsze jest konieczna.
Szedłem brzegiem górskiego strumienia. Byłem na północy Nivy, nieopodal Speculum. Przede mną rozpościerała się gęsta tajga. Jesień dobiegała do końcowi. Przymrozki były już na porządku dziennym. Świerki i sosny pozostały ostatnim bastionem zieleni wśród wszechobecnej szarości. W przebłyskach porannego światła dostrzegałem maleńkie drobinki wody unoszące się w powietrzu. Tworzyły delikatną osłonę mgły. Wśród takich krajobrazów przedzierałem się przez gęstwinę niskich krzewów. Co jakiś czas z rozdarcia na mojej skórze wypływała strużka krwi.
-Znowu...- mruknąłem zdenerwowany.
Znaki zaświeciły na chwilę, a po ranie została tylko kropla lśniącej cieczy. Ruszyłem dalej, starając się omijać podstępne gałązki dzikiej róży, jeżyn i innych parszywych roślin. Przy okazji zrywałem ich owoce. W końcu dotarłem do końca tego naturalnego drutu kolczastego. Szybko zrobiłem przegląd stanu swoich kończyn. Stwierdziwszy, że są w nie najgorszej kondycji, spojrzałem w niebo. Szybko określiłem kierunek, w który mam zmierzać i kontynuowałem swoją podróż do leczniczych źródeł. Stawiałem kroki wśród plam światła. Korony iglastych drzew dostatecznie blokowały jego dostęp, przez co w borze panował półmrok. Bacznie obserwowałem przestrzeń po moich bokach. Czułem woń drapieżników. Z całą pewnością były to wilki.
Na samą myśl o spotkaniu z watahą, zacząłem szybciej iść po pokrytej szronem ściółce. W końcu usłyszałem szmer strumienia. Można było również wyczuć wzrost temperatury i wilgotności powietrza. Zacząłem wychwytywać zapachy, które w suchym, rześkim powietrzu nie były dostępne dla moich nozdrzy. Coraz mocniej utwierdzałem się w przekonaniu, że podążają za mną drapieżcy.
Szelest wśród krzewów. Natychmiast odrzuciłem torbę z fiolkami na mech. Przygotowałem się do walki. Jednak z chaszczy nie wyłoniły się łapy, a kopyta. Spojrzałem na ich właściciela, a w prawdzie właścicielkę. Była to Bandida.
Natychmiast spochmurniałem. Brakowało mi tylko towarzystwa... Phi. Wróciłem po swoją sakwę, nie odzywając się słowem do Wyroczni. Ta przyglądała mi się uważnie.
-Będziesz tak sterczeć i się na mnie gapić?- burknąłem.
Zdawała się nie przejmować moim komentarzem.
-Nie chciałam ci przeszkadzać wielmożny uzdrowicielu.- odparła jedynie z kpiącym uśmieszkiem.
-Ty sobie uważaj, bo przyjdziesz kiedyś do Camino, a tu klops. Zamiast meliski na uspokojenie dostaniesz eutanazję w herbatce.
-Będę pamiętać, żeby nie pić od ciebie herbaty.- uśmieszek uparcie pozostawał na jej obliczu.
-Odwalisz ty się wreszcie?- warknąłem.
-Wybacz. Idę na Speculum. Nie chciałam wchodzić ci w drogę.- wyjaśniła.
-Coś ci nie wyszło...- mruknąłem i odszedłem w kierunku źródeł.
Muszę przyznać, że nie spodziewałem się takiego cwaniactwa u tej klaczy. Zazwyczaj była cicha i skryta. Nawet mi to nie przeszkadzało, co było dla mnie jeszcze większym zaskoczeniem. Najgorsze w tym wszystkim było jednak to, że jakiś futrzak postanowił rzucić się na moją łopatkę. Stanąłem dęba i zrzuciłem natarczywego mięsożercę z boku. Z krzaków za nim wyłaniały się dwa kolejne. Postanowiłęm poradzić sobie z nimi z pomocą elektryczności, ale pchlarze były strasznie zawzięte. Wkrótce postanowiły ściągnąć wszystkich ziomków i nie zajęło im długo, by powalić mnie na ziemię. Zapewne dobrałyby się do mnie, gdyby nie galopujący w ich stronę koń oraz jego... Wilk.
-No to mam przerąbane...- mruknąłem skrzywiony z bólu.
-Coś czuję, że sama herbatka nie wystarczy...- zakpiła Bandida, gdy już przegoniła wilki.
-A ja coś czuję, że przyda mi się meliska.
-Z eutanazją, czy bez?
-Byle nie musieć prowadzić z tobą konwersacji.- burknąłem.
-Nie ładnie tak...- zacmokała.
-Co?- zdziwiłem się. Natychmiast pożałowałem pytania. Wyrocznia potrafiła czytać w myślach. A moje myśli różniły się od słów.
-To jak? Rozmawiamy dalej? Bo mam przeczucie, że lubisz się ze mną drażnić.- uśmiechnęła się promiennie.
-Na razie chciałbym pozostać przy życiu.- odparłem, jako że nadal leżałem w kałuży krwi.

(Bandi? Lecznicze źródła...)

I kolejna postać zraniona c:

Od Jagódki CD. Darkness'a

Słuchałam piosenki Darknessa, który właśnie siedział nad jeziorem i kończył piosenkę. Odwrócił się nagle w moją stronę, po czym natychmiast ukryłam się w krzakach, gdzie rosły jagody, moje ulubione pożywienie. Szybko zaczęłam je zbierać do torby, którą miałam ze sobą. Nagle usłyszałam czyjeś kroki. Był to Darkness, na pewno. Pewnie nie był zadowolony z tego, że tu byłam... A może mu to wcale nie przeszkadzało..? Nie wiem, ale boję się trochę jego reakcji, gdyż może się na mnie obrazić, a nie chcę tego. Nagle poczułam że ktoś właśnie wchodzi do moich myśli. Mam nadzieję, że był to Darkness, który doskonale czyta w myślach za pomocą swojej mocy. Przepraszam... Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie zły... - powiedziałam do niego w myślach i uciekłam, używając swojej ponad przeciętnej szybkości. Szybko udało mi się uciec od miejsca, w którym spotkałam ogiera. Znajdowałam się aktualnie w lesie, z dala od jeziora. Odetchnęłam z ulgą i zaczęłam kłusować po terenie, aby się trochę rozluźnić.
~*~*~
Trzecia w nocy, a ja jeszcze nie śpię. Nie nastąpił jeszcze nawet wschód słońca, co oznacza, że Darkness jest jeszcze demonem. Najgorsze było to, że ostatnio ciągle o nim myślę i śnię. Nie wiem nawet co to oznacza, nawet, jeśli potrafię kontrolować sny. Swoich snów czasem nie rozumiem, co jest raczej normalne, prawda? Mam taką nadzieję. Wyleciałam z domu. Musiałam. Musiałam tej nocy trochę... Polatać. Najgorsze było to, że czułam coś dziwnego. Czułam dziwną woń...
- Nie... - szepnęłam i użyłam ponad przeciętnej szybkości. Wyczułam zagrożenie i to duże... Dotarłam na miejsce, gdzie... Spotkałam ostatnio Darkness'a. Ujrzałam na miejscu wydarzenia demona, który natychmiast mnie zauważył i od razu przygotował swój miecz, aby ze mną walczyć. Ja także wyjęłam swój miecz. Demon podszedł do mnie...
- Heh... Ciekawe kto wygra! - zaśmiał się swym niepowtarzalnym głosem i zaczęliśmy walczyć. Przyznam... Ja kocham Darkness'a, i nie mam serca z nim walczyć... Nawet, jeśli jest w połowie demonem. Zatrzymałam się, a ogier zadał mi ostateczny cios. Upadłam na ziemię. Nie miałam sił dalej walczyć... Moje ramię było całe zakrwawione. Nie miałam sił... Podniosłam się. Musiałam. Musiałam się znów podnieść. Nie. Nie będę walczyć. Ja... Zrobię to, czego może i będę żałować. Podeszłam do demona, który się zdziwił moją postawą. Uśmiechnęłam się łagodnie do niego.
- Darkness... Ja wiem, że tam jesteś, gdzieś w środku... - odparłam i zawahałam się, lecz zrobiłam to. Przytuliłam go i zarazem pocałowałam. Nie mogłam wytrzymać. Nagle... Błysnęło jasne światło...

Darkness? c:

1.11.2017

Od Adamirenda CD. Jagódki

Czułem, że klacz mnie śledzi. Nadal. Nie dość, że poznała me imię to jeszcze będzie mnie śledzić? Nie.
- Jak tam na górze idzie Ci śledzenie mnie? - zapytałem a klacz do mnie podleciała.
- Całkiem dobrze, lecz żałuję, że nie potrafię być niewidzialna. - mruknęła i w ogóle nie patrzyła się na mnie, lecz na księżyc. Westchnąłem cicho. Bałem się, że już niedługo wszyscy się dowiedzą o tym, że jestem duchem i że... Mam zamiar odnaleźć Artefakty. Nie chciałem, aby tak szybko się wszyscy o tym dowiedzieli. Klacz najwyraźniej chciała się dowiedzieć już teraz, lecz ja nie miałem takiego zamiaru jej mówić. Nagle przyszedł mi do głowy pomysł... Ona błagała mnie o imię... To teraz wybłagam ją! Ciekaw jestem, jaką ma moc.
- Jakie masz moce, moja droga? - zapytałem i spojrzałem na nią poważnym wzrokiem.
- Jakieś. -  prychnęła klacz a ja się tylko zaśmiałem.
- Jakieś? Nie wiedziałem, że istnieją takie moce... - odparłem. Klacz jednak okazała się być nie ufna, bo można było zauważyć już od samego początku. Chciała zapewne bronić stada przed duchami takimi jak ja i wieloma innymi wrogami. Niestety, ja zaliczałem się do tych wrogów. Klacz była piękna, widać, że miała doświadczenie co do łucznictwa i walk, lecz nie odzywałem się w tej sprawie. Ja w dalszym ciągu galopowałem w stronę bagien. Miałem nadzieję, że klacz odpuści, lecz... Nie tak prędko. Ona tak szybko mi nie odpuści... Uparta jest.... I to bardzo. Wkrótce sobie powinna odpuścić, kiedy jej wątpliwości co do tego, że jestem duchem znikną. Owszem, jestem duchem, który znów chce być żywy, ale na razie nikt nie musi tego wiedzieć, prawda? To by było raczej głupie z mojej strony, bo zaraz ponownie by mnie zamknęli. Właśnie dlatego też wyczyściłem strony Księgi Upadłych Wojowników, czy jak to się zwało... Żeby mnie i innych wojowników, którzy są na razie w prawdzie duchami nikt nie rozpoznał. Najgorsze jest to, że ktoś wcześniej mógł przeczytać tą książkę... Więc oznacza to, że nie powinienem się pokazywać koniom pochodzącym z Nivy. Na pewno zainteresowały by się mną i moim pochodzeniem. Właśnie nastąpił dalszy ciąg śledzenia mnie w bezsensowny sposób. Przecież ją widziałem, a śledzić się powinno z ukrycia, a prawdę mówiąc - śledzenie to nie jej robota. Śledzeniem zajmują się szpiedzy, którzy właśnie teraz mogli mnie i ją obserwować. A jeśli... Ona była szpiegiem? Nie... To raczej nie możliwe. Przecież każdy mądry szpieg chodził do szkoły szpiegowskiej, w której uczył się podstaw szpiegowania. Jedną z tych podstaw było śledzenie z ukrycia... Nie. Ona nie była szpiegiem. Ona raczej nie jest na tyle głupia, żeby być szpiegiem i właśnie w taki sposób szpiegować podejrzanych. I właśnie tym podejrzanym jestem ja. Ona jest raczej łuczniczką, lub ewentualnie wojowniczką. Ogółem na pewno należy do wojska i walczy na wojnach. To jest pewne. Widać to po niej i po jej zachowaniu.
- Możesz sobie to "szpiegowanie" odpuścić? Jest to bardzo żenujące... - mruknąłem, spoglądając na klacz, która była właśnie na górze i latała nade mną.
- Nie tak prędko... - prychnęła.
- Śledzenie zajmują się szpiedzy. Dobranoc. - powiedziałem i uśpiłem klacz za pomocą Czarnego Koszmaru, który był mą mocą. Uśpiłem ją. Nie śnił jej się koszmar, lecz zwykły sen, z którego się chyba szybko obudzi, bo coś czuję, że ma żywioł nocy i potrafi kontrolować swoje sny i innych...

Jagódka?

Podsumowanie miesiąca - październik

No i październik za nami.
Kolejny miesiąc istnienia bloga miał gorsze osiągi niż wrzesień, lecz nie należy narzekać c;
Największa ilość wyświetleń jednego dnia? 235 z 15 października.
Rekord 637 wyświetleń nie został niestety pobity.

Jak tam event?
W planie było zakończyć go miniony weekend, ale widać, że obowiązki nas przytłaczają. Event będzie trwać aż do odnalezienia wszystkich artefaktów. Mam nadzieję, że pozbędziemy się duchów z Nivy przed Bożym Narodzeniem, bo trzeba będzie przerwać wydarzenie siłą.

Co pojawiło się w minionym miesiącu?

Eliksiry
Możecie je już kupować, lecz trwają prace nad składnikami. 
Gdy taka zakładka się pojawi, będzie można je również warzyć.
Powstaną też amulety.

Bestiariusz
Opisy potworów już gotowe.
Warto je mieć na uwadze.

Statystyki

Wyświetlenia w ostatnim miesiącu: 2942
Opowiadania: 44
Nowi członkowie: 0 <---- Jakże smutno ;-;
Zawarte sojusze: 6

Najaktywniejsza postać: Jagódka
Z tej racji otrzymuje 50A

Życzę wspaniałego listopada i powodzenia w evencie!!!

Pozdrawiam
~Morrigan

30.10.2017

Od Darkness'a CD Jagódka

Gdy usłyszałem te słowa, zarumieniłem się - co było niedostrzegalne przez moją czarną sierść. Rozmowa o naszych zdolnościach, mocach i żywiołach zajęła nam cały dzień.
Zauważyłem przez okno, że zaczyna się ściemniać.
- Przepraszam Cię, ale niedługo demon wyjdzie na zewnątrz. Muszę iść, bardzo dziękuję za gościnę i za... Szczerość. - uśmiechnąłem się do klaczy.
- Nie ma sprawy. - Jagoda odwzajemniła uśmiech.
- Jak będziesz miała czas, wpadnij do mnie - powiedziałem znów rumieniąc się pod sierścią.
- Postaram się - odpowiedziała.
Wyszedłem z mieszkania klaczy. Tego dnia miałem niesamowite szczęście, gdyż wracałem wpatrzony w niebo, na którym lśniła zorza. Suche liście kruszyły się pod moimi kopytami, a chłodny powiew śpiewał smętną melodię z górzystych szczytów. Gdy dotarłem do domu, przemieniłem się. Tej nocy zamknąłem się w domu. Demon nie może zniszczyć tego drzewa, bo sam umrze.
Gdy nastał ranek, z przyjemnością patrzyłem na wschód złoto-pomarańczowej kuli. Demon zniknął z mojego ciała. Horyzont wyglądał jakby zajął się ogniem.
Postanowiłem pójść nad staw. Złote promienie słońca przenikały przez korony drzew, czerwone, żółte i brązowe liście spadały, a wiatr grał jesienną melodię.

Usiadłem nad jeziorem, i zacząłem śpiewać tę piosenkę: We mnie budzi się mrok ( koniecznie zobacz na YT! Tam robię to samo co bohaterka )
W trakcie śpiewu zobaczyłem podsłuchującą Jagódkę.
Słowa:
Już nie jest mi tak łatwo,
Bo kiedyś prostszy był ten świat.
Już nie rozumiem pewnych spraw,
Od kilku ładnych lat.
I teraz mrok się budzi,
Wśrodku gdzieś,
We mnie czernią drży.
To ma nademną władzę.
Czuję że ujawnią się mroczne sny.
Po stronie światła mam iść,
To wolności szlak.
Ja znowu sobą chcę być,
Wierzyć w to,
Właśnie tak!
Lecz ogarnia mnie smutek wciąż gdy mam zrobić krok.
Nie wiedzą...
Że we mnie budzi się mrok!
Że budzi się mrok!
Że gdzieś tam we mnie budzi się...
Mrok...

Od Herli Cd Steel - "Nowy świat, trudne zwyczaje"

Zaświaty. A tak właściwe brak zaświatów. Bogowie popełnili błąd jeszcze raz Nas krzywdząc. Nie pozwolę, aby to tak zostało. Nagle, gdy wszystko pachniało i śpiewało monotonnią codzienności, wszystko zrobiło się krwistoczerwone. Nie... To nie może tak być... Tak! W końcu dopełnią się proroctwa! Wreszcie wyjdziemy z tej czarnej dziury. Nagle wszystko zaczęło się trząść. Drgało całe moje ciało, moje oczy zalśniły blaskiem. Miałam wizję wulkanu -wybuchającego. I potem okropny krzyk. Tak - to nasz krzyk. To odgłos śmierci i bólu. Zobaczyłam Nivę. Mimowolnie zaczęłam opadać na dół, jakby niesiona przez wiatr. Byłam duchem. Wokół siebie miałam świetlistą, czerwoną aurę. Myślałam że przelecę przez ziemię, i zabiorą mnie do piekła. A tu zdziwienie - nie dość, że zatrzymałam się na ziemi, to poczułam ją. Podeszłam do najbliższego drzewa, ale tylko się potłukłam. Materialność! Tak! O tym marzyłam! Rzuciłam się galopem w stronę lasu. Dobrze znałam te tereny. Nagle, zobaczyłam... Konia. I... Rozpoznałam w nim Steel'a. Wyrocznia w naszych czasach przepowiedziała przyszłego dowódcę, a nawet go namalowała. Koń chyba mnie nie zauważył, ale nie zamieżałam się przed nim kłaniać. To idealny zaś na atak! Steel skubał trawę, a ja zbliżyłam się. Wiatr zawiał w przeciwną stronę, więc schowałam się za drzewem, aby zdrajca nie poczuł mojego zapachu. Jednak podniósł dumnie łeb, węsząc zdradliwie. Jego rogi błysnęły w słońcu, przez co przez chwilę niczego nie widziałam.
- Kim jesteś? - spytał niepewnie.
- Koń zastanawia się, przyjaciel to czy wróg - zapewniam Cię, że napewno nie przyjaciel. - powiedziałam z zarośli.
- Kim jesteś?! - tym razem Steel wykrzyczał słowa.
- Jestem Twoim prześladowcą, bólem, strachem, i twoją śmiercią... - odpowiedziałam poczym z moich ust popłynęło słynne *buchachachacha*


< Steel? Przepraszam że tak późno i że krótko >

29.10.2017

Od Shoot'a - Cz. 1 "Nowe początki"

Zapisy starych ksiąg tyle o Nas mówią. Ale czy my chcemy się ujawnić? Jeden czyn, jeden gest i wszystko może zamienić się w pył. Kilka sekund, nieodpowiednich chwil i wszystko może się zawalić.


W końcu nadszedł ten dzień. Tyle wyczekiwany. Całe sto lat. Moje ciało począwszy od nasad kopyt po czubki uszu zaczęło nabierać ciężaru i stało się materialne. Przeszedł mnie jakże przyjemny dreszcz. Podekscytowanie? Emocje chyba wzięły górę. Jedna z moich mocy się ujawniła i od razu ziemia po moimi nogami została wypalona na wiór. Na całe szczęście przez najbliższe dni nie tylko ja będę pustoszył tę krainę. Rozejrzałem się dookoła i mlasnąłem kilka razy. Bywalcy tych terenów się zmienili. Czyli oznacza to, że nikt mnie tu nie zna. Nowy start? Ale i tak rozegram to jak za starego życia. Może nawet i lepiej. Czy w takim razie mogę używać swego starego imienia? King of Ravens? A moi starzy przyjaciele? Purpurowe, wręcz czarne, kruki? Ale równie dobrze mogę używać swojego drugiego mienia, którego używałem przez prawie siedemdziesiąt minionych lat. Rozejrzałem się dookoła. Natura jakby zaczęła lekko obumierać, a ja czułem ten zamęt i zaniepokojenie. To wisiało wręcz w powietrzu. Wiedziałem, że nie tylko ja "wróciłem do żywych". Były setki takich jak ja, ale tym się nie przejmowałem. W więzieniach, o dziwo, nie miałem za wielu problemów, a z innymi żyłem nawet dobrze. Przynajmniej mi się tak wydawało. Możliwe, że to były tylko pozory. W końcu to z nimi żyłem przez piętnaście lat w niewoli. Uniosłem powoli nogę. Coś strzeliło, ale zaraz znów poczułem grunt pod nogami i wypaliłem kolejny ślad. Tak noga za nogą. Zostawiałem ślady. Nie lubiłem tego robić. Na jakiś czas wolałem pozostać w ukryciu. Niby po coś tu jestem, ale jeszcze muszę dużo przemyśleć i się wszystkiemu dokładnie przyjrzeć. To jak w końcu? King of Ravens czy Shoot of Devil? Stare imię mogło o mnie coś zdradzić, a nowe, równie dumne, zapewniało mi nowy start. Mogłem tu znów zejść i podać się za nowego osobnika. Wątpię aby ktoś jeszcze żył z moich lat, a co dopiero rozpoznał. Wszedłem w gąszcz, bujny, w sumie to już nie, na pewno był kiedyś bujny. Teraz się przerzedził. Czy zejście duchów miało aż taki wpływ na florę? A co z fauną? Na pewno niedługo się przekonam na własnej skórze. Od razu też przypomniałem sobie o Artyfaktach. Chciałem je znaleźć jak najszybciej to było możliwe, ale inni, tacy jak ja, też nimi nie pogardzą. Muszę się szybko rozeznać, a potem zrobić resztę. Był środek dnia. Chyba. Szedłem bezszelestnie przed siebie. Jak na razie nie rzuciło mi się w oczy żadne żyjące stworzenie. Idąc, instynktownie, zupełnie nie wiem jak. Po prostu coś z tyłu mojej głowy prowadziło mnie i nie zastanawiałem się nad tym. Rozglądałem się dookoła. Uszy postawione, gotowe wychwycić najdrobniejszy szmer, oczy ciekawie spoglądające na świat, gotowe równie jak uszy. Umysł? Nie wiem jak z nim. Byłem w stanie logicznie i trzeźwo myśleć. Dalej byłem dumnym właścicielem dwóch, jakże okrutnych dla innych mocy, ale dawno nimi nie operowałem. Musiałbym na kimś spróbować. Przynajmniej manipulacji. Tereny, które kolejno mijałem, począwszy od rzeki i majaczące na horyzoncie wysokie góry, po polany i zagajniki. Te tereny. Niby znajome, takie same. Ugięły się i zmieniły. Inne, a jednak takie same. Co za ironia. Parsknąłem głośniej z dezaprobatą. Widocznie jakieś stworzenie zainteresowało się moją osobą, bo wybiegło mi i zatarasowało drogę. Jakby wyrosło z ziemi. Lekko zdziwiony zatrzymałem się i wbiłem intensywne spojrzenie swych bursztynowych oczu. Nigdy tu takowego stworzenia nie miałem okazji zobaczyć. Pewnie był z czasów obecnych. Tych, których smakowałem od niedawna. Chodząca pokraka nie wydawała się przyjemna i taka też nie była. Wredne i szczerzące się. Też umiem się szczerzyć i nie muszę się nawet specjalnie wysilać. Usłyszałem jakiś szmer, cichy skowyt?
Osobnik, który stał przede mną widocznie miał wielką ochotę się na mnie rzucić gdyby nie to, że zadziałałem odruchowo i użyłem mocy. Tej gorszej, tej, w której postać zwija się z bólu. Pisk, skowyt i zgrzytanie zębów. Zobaczyłem w mroku, w dali, kilka innych osobników tego samego gatunku. Przyglądały się mi. Niestety musiałem w końcu przerwać znęcanie się nad nim gdyż moc "wyciągała" ze mnie straszne ilości energii. Nie mogę pozwolić sobie na bycie osłabionym. Bycie na przegranej pozycji. Pokraka uciekła, a wraz z nią stado. Zostałem sam i ruszyłem dalej. Niestety nie dane mi było dalsze napawanie się samotnością gdyż moje, wrażliwe na dosłownie wszytko, uszy wychwycił szmer z zagajnika przede mną. Aż sam się dziwiłem, że w przeciągu tak krótkiego czasu może mnie tu tak dużo spotkać. Poprzeczka idzie w górę. Stąpałem powoli po wilgotnym gruncie. Z nieba zaczął sączyć się drobniutki, przyjemny deszcz. W pewnym momencie, kilkanaście kroków przed sobą, ujrzałem zarys sylwetki konia. Podchodząc z uniesioną głową i dumnym krokiem miałem wrażenie, że moje oczy aż się żarzyły. Siwa, w podeszłym wieku klacz. Powiedziałbym, że w bardzo podeszłym wieku. Stanąłem przed samicą, która wbiła we mnie swoje intensywne, trochę wyblakłe spojrzenie tęczówek. Zaczęła coś szeptać sobie pod nosem, aż postanowiła się odezwać głośniej. Nie słyszałem jej jednak za dobrze. Gdy mówiła często się krztusiła i stawiała często pauzy, ale dwa zdania nie były dla mnie wyzwaniem co do zrozumienia ich sensu.
- Nie sądziłam, że spotka mnie to kiedyś- wymamrotała, nie spuszczając ze mnie wzroku- Że ujrzę ciebie znów- otworzyłem szerzej oczy. Co ona mogła o mnie wiedzieć? Pewnie coś zjadła i gada od rzeczy. Jak każdy starszy osobnik.
- King- słowo odbijało się echem w mojej głowie- Syn Caleva- ciągnęła dalej- Skazany. Nie sądziła, że dożyję zejścia duchów- powtarzała się.
Siwa klacz chciała ciągnąć dalej, ale ja nie miałem najmniejszej ochoty na przypominanie mi o przeszłości. O ojcu, rodzinie. Z poprzedniego życia tolerowałem tylko swoje imię. Czym prędzej użyłem swojej mocy, a że umysł staruszki był wyjątkowo słaby - złamała się. Padła bezwładnie na ziemię i już się nie ruszała. Cholera. Teraz trzeba zatrzeć jakoś ślady. Deszcz się nasilał co utrudniało mi widoczność. Zaciągnąłem siwą w zagajnik, ale i tu jej nie zostawię. Poszedłem samotnie kawałek dalej i wychodząc z zagajnika, który swoją drogą znajdował się na wzniesieniu, w dole ujrzałem rzekę, która teraz płynęła wyjątkowo żywo. Wróciłem po zwłoki i udałem się z nimi nad brzeg. Wrzuciłem ciało do wody, a nad moją głową usłyszałem w jednej chwili bezradny skrzek. Lecz nie byle jaki skrzek. Cudowne odgłosy moich przyjaciół. Jedynych przyjaciół. Czarne ptaki zatoczyły nade mną kilka kół po czym część usiadła na grubej gałęzi pobliskiego drzewa i skuliła się od szalejącego deszczu, a dwa usiadły na moim grzbiecie. Zarżałem cicho. A więc jednak. Postanowiły znów mi towarzyszyć. Z nimi będzie zapewne łatwiej.

~***~

Wielkimi krokami zbliżał się wieczór. Robiło się coraz ciemniej, a deszcz nie ustępował. Dodatkowo, wspomagając deszcz, zerwał się wiatr. Ptaki miały utrudnione warunki na swobodne latanie. Jeden z nich starał się przyspieszyć i wleciał do jakiegoś zagłębienia. Jaskinia? Udałem się za ptakiem. Ich mądre spojrzenia wystarczyły abym im zaufał. Wszedłem do skalnej wnęki. Nie zapowiadało się na poprawę warunków pogodowych. Jak trzeba będzie to tu zostanę. Krukom też przypasowała taka forma wypoczynku.
Szybko, za szybko jak dla mnie, księżyc wzbił się wysoko na czerwonym niebie. Przyznam, zdziwiło mnie to. Deszcz i wiatr się trochę uspokoiły, i miałem lepszy zasięg widoczności. Biały, pełny okrąg wydawał się nienaturalnie wielki, a niebo miało kolor krwi. Piękny kolor. Na polanie przed sobą ujrzałem kilka osobników. Członkowie stada? Może znajdę też tam duchy? Chociaż szczerze wątpię aby tubylcy tak szybko dopuścili do siebie nowe, lekko dziwne konie. A może to czas abym ja się tam bezczelnie podpiął? Do odważnych świat należy!


A więc niech zacznie się gra!

CDN

26.10.2017

Od Jagódki CD. Evan'a

Przyznam - lubię obserwować konie. Wprost uwielbiam. Ten koń był akurat wyjątkowy. Był uzdrowicielem. Uzdrowił swoimi umiejętnościami naszych wojowników oraz mnie.
- Przepraszam, jeśli przeszkadzałam. - mruknęłam i odleciałam, aby ponownie wrócić medytować. Medytowanie... Prawdopodobnie moja nowa pasja. Szybko jednak przestałam to robić i wróciłam do swojej głównej pasji - walce. Uśmiechnęłam się do siebie i zaczęłam lecieć nad rzekę Camino.

Ćwiczenia zawsze się przydają. Poćwiczyłam także medytowanie, które polubiłam, lecz nie trwały one długo. Były one głównie na uspokojenie. Kiedy skończyłam, odleciałam i zaczęłam się kierować w stronę swojego domu. Nareszcie w domu. Cieszyłam się, że wreszcie mogę się odciąć od teraźniejszości już teraz. Nareszcie zamknę oczy, i... Zasnę.
***
Otworzyłam oczy. Był ranek. Ucieszyłam się. Zrobiłam szybko śniadanie i kawę, po czym wybrałam się do lasu, aby chwilę pospacerować oraz trochę wykorzystać wolny czas na odpoczynku i relaksie. Cieszyłam się, że nareszcie mogę odpocząć, mimo tego, że lubię spędzać czas przy treningach i swojej pracy, jednak każdemu przyda się odpoczynek, prawda? Tego dnia pierwszego na swojej drodze ujrzałam Steela, który najwyraźniej trenował swoje umiejętności. Na drugim miejscu była Ceniza, która natychmiast mnie zobaczyła i zezłościła się. Zaśmiałam się i zaczęłam lecieć dalej. Trzeci był Darkness, czwarta Bandida, a piąty... Evan. Czyżby mnie zauważył?

Evan? Przepraszam że tak długo czekałeś na odpis.

Od Jagódki CD. Darkness'a

Byłam dumna z siebie. Nareszcie wydyszałam z siebie wszystkie pytania dotyczące Darkness'a - mojego znajomego, a może już niedługo więcej niż znajomego... Nagle ogier zaczął odpowiadać na moje pytania.
- Zaczęło się tak, że mędrca którego spotkałem na swojej drodze nawiedzał tak demon. On umarł, a demon przeszedł na mnie. Przemieniam się po zachodzie słońca, odmieniam gdy słońce wstaje. Demon nienawidzi światła i dobra, można go pokonać nieznanym mi żywiołem wody. - skończył i spojrzał na mnie. Kiwnęłam głową. Nagle sobie przypomniałam słowa Darknessa - "Ty też jesteś wyjątkowa" . Zarumieniłam się lekko. Czułam że właśnie ktoś buszuje w mojej głowie. W moich myślach. Jesteś dla mnie więcej niż zwykłym znajomym. Jesteś dla mnie przyjacielem. Przyjacielem, który wie, co czuję i myślę. Przyjacielem, któremu ufam i przy którym czuję się bezpieczna. - odparłam w myślach, licząc na to, że Darkness mnie usłyszał. Uśmiechnęłam się do niego.
- Może chciałbyś odpocząć? Mogę Ci przygotować herbatę. - zapytałam a Darkness kiwną tylko głową, co oznaczało raczej "tak" . - Zaraz wracam. - dodałam i zaczęłam przygotowywać dla nas herbatę.
***
Po pół godzinach wypiliśmy razem herbatę. Przy okazji chwilkę porozmawialiśmy o naszych mocach, umiejętnościach, złych stronach i wielu innych. Dawno tak z kimś nie rozmawiałam. Cieszę się, że mogę komuś wreszcie zaufać. Przynajmniej na razie. Wszystko może się kiedyś zmienić.

Darkness? Przepraszam że tak długo.

Od Jagódki CD. Adamirenda

Skąd on wiedział? Jak...? - w mojej głowie krążyły te myśli przez cały czas. Jak to się stało? Wiedziałam, że miał doświadczenie, ale skąd on pochodził? Jak miał na imię? Kim jest, był? Kiedy go obserwowałam, przypomniała mi się przepowiednia o duchach... Przecież on mógł nim być. Wszyscy, których napotkam mogli nimi być.
- Kim jesteś? - nie odpuszczałam.
- Dowiesz się w swoim czasie. - uśmiechnął się koń. Westchnęłam. Jest uparty... I to bardzo. Lecz ja tak łatwo mu nie odpuszczę. Moim zadaniem jest chronienie naszego stada przed duchami, wojownikami... Czyli wrogami. Można tak powiedzieć...
- Uparty jesteś. - mruknęłam i stanęłam przed nim. - Powiedz, jak masz na imię. Więcej od Ciebie nie wymagam! - krzyknęłam, a moje oczy zaczęły świecić. Ogier się tylko zaśmiał.
- Ty też jesteś uparta... Nie odpuścisz mi tak łatwo. Jestem Adamirend. Odpowiedziałem Ci. Odejdź. - odpowiedział i zaczął galopować w stronę Bagien.
- Artefakty... O nie! - krzyknęłam i zaczęłam jak najszybciej lecieć do biblioteki. Musiałam jak najszybciej odnaleźć Wielką Księgę Upadłych Wojowników. To tam były wypisywane imiona i opis wyglądów wojowników, którzy zmarli i chcieli zemsty. Szybko dotarłam do biblioteki. Szukałam księgi, aż wreszcie...
- Jest. - szepnęłam i zaczęłam przeszukiwać księgę. Kiedy ją otworzyłam, wyleciały z niej nietoperze. Strony były puste... - I co ja teraz zrobię? - westchnęłam i zaczęłam myśleć, co mam zrobić dalej...
***
Zaczęłam szukać Adamirenda. Mógł być zwykłym włóczykijem, ale z drugiej strony... Mógł być duchem, który wrócił na Ziemię, aby odnaleźć wszystkie Artefakty. Dobra, chcą je odnaleźć, ale do czego będą im służyć?
- O, jest! - uśmiechnęłam się sprytnie i podleciałam do ogiera. Robiło się powoli ciemno. Księżyc nienaturalnie wielki oraz... Zmienił barwę. Nie zwracam na to uwagi. Muszę się teraz skupić na koniu, którego będę śledzić, choćby nie wiem co!

Adamirend?

Od Adamirenda do Jagódki

- Nareszcie, wolny... - zaśmiałem się. Me oczy zabłysły. Znów czułem swoje ciało. Znów byłem materialny. Nadeszła ta chwila. Muszę wykonać swą misję. Misje, która stała się dla mnie ważna właśnie teraz. Teraz, muszę się rozejrzeć po tutejszej Nivie... Zmieniła się moja ojczyzna. Wszyscy są dla mnie obcy... Nikt mnie nie zna, nie pamięta. Byłem zły, ale potrafiłem się opanować. Muszę znaleźć wszystkie Artefakty, a wtedy stanę się znów żywy i będę mógł dokonać zemsty! Lecz... Mogą mi przeszkodzić w tym konie z Nivy... Ech, będę mógł ukrywać swoje prawdziwe Ja. Muszę udawać zwykłego włóczykija wałęsającego się po świecie. Aż przypomniały mi się moje wszystkie chwile za życia, kiedy jeszcze byłem przywódcą jednego z wojsk... Uśmiechnąłem się. Już niedługo urządzę słodką wojnę... Znów poczuję ten smak... Smak, którego nie zawsze da się opisać. Przyznam, że trochę przestała mi się podobać Niva. Kiedyś była o wiele piękniejsza. Ogromne budowle, bramy obronne, miecze od najlepszych kowali... A teraz jest wszystko inne. Pewnie konie nie są przygotowane na wojnę, jaką kiedyś wyrządziłem. Zrobiłem swój pierwszy krok. Wreszcie... Zmysł dotyku. Wreszcie poczułem pod swoimi kopytami trawę.
- Muszę teraz kierować się... Do jakiegoś ogiera? Klaczy...? Już trochę zapomniałem jak wygląda Niva, tym bardziej, że wiele się tu zmieniło. Wziąłem głęboki wdech. Postanowiłem odwiedzić większość terenów. Między innymi rzekę Camino, Twierdzę Camino, Góry Smocze i... Resztę, którą później przedstawię. Zacząłem galopować w stronę rzeki Camino. Po chwili ujrzałem cień nad swoją głową. Był to... Pegaz? Klacz? Raczej tak. Spojrzałem w górę. Zgadłem. Rzeczywiście, była to klacz... Była piękna. Przyspieszyłem po czym dotarłem do swojego celu. Klacz szybko mnie dogoniła i zagrodziła mi drogę.
- Kim jesteś? Nie widziałam Cię nigdy tutaj... - zapytała podejrzliwie klacz, wyciągając po kryjomu potężny miecz. Była dobrze przygotowana, widać to.
- Nie ważne. - mruknąłem i spojrzałem w głębokie oczy klaczy. - Dobra samoobrona, lecz powinnaś dopracować kilka szczegółów. - dodałem i napiłem się wody, która była tuż obok mnie. W przeszłości często piłem wodę z Camino, którą bardzo kochałem, i w czasie wojen nigdy nie pozwalałem na zabrudzenie tej pięknej rzeki. Klacz była zdziwiona tym, że zauważyłem jej broń. Domyśliłem się, o czym teraz myśli. - Radziłbym Ci lepiej chować swoją broń. - zaśmiałem się i odszedłem w ciszy. Nie miałem ochoty teraz z kimś rozmawiać, tym bardziej, że miałem tylko jeden cel - odnaleźć wszystkie Artefakty. Klacz niestety, podążała za mną.
- Jak masz na imię? - zapytała a ja tylko się uśmiechnąłem.
- Dowiesz się w swoim czasie. - odpowiedziałem. Miałem na myśli "Na wojnie" która się niedługo odbędzie. Przynajmniej tak sądzę.

Jagódka?

Od Helecho cd. Od Cole'a

Wystarczyło, by słońce schowało się za horyzont, by ukazały się pierwsze sygnały. Coś było nie tak i wszyscy dobrze o tym wiedzieli. Na krwistoczerwone niebo wspinał się powoli nienaturalnie duży księżyc. Cała Niva okryła się złowieszczym, bladym blaskiem. Powietrze zdawało się być gęstsze, choć wcale nie odczuwało się duszności. Takie zjawiska, pojawiające się z dnia na dzień, nigdy nie są oznaką czegoś dobrego.
Szybkim kłusem przemierzałam leśną ścieżkę, wiodącą na równinne tereny w dole Camino. Gęstwina zazwyczaj mnie odprężała, dawała poczucie bezpieczeństwa. A teraz? Przedzierające się przez prawie nagie już korony drzew światło, nadawało temu miejscu atmosfery niczym z koszmarów. Każdy szelest, choćby najdrobniejszy szmer sprawiał, że zatrzymywałam się w bojowej gotowości. Dookoła mnie rozlegało się wycie. Czułam drapieżców wędrujących bezszelestnie wśród drzew. To wcale nie dodawało mi otuchy. Jednak wkrótce miałam się znaleźć wśród stada. W bezpiecznej grupie.

Gdy minęłam barierę lasu, moim oczom ukazało się kilka koni wpatrzonych w niebo. Mimowolnie spojrzałam tam, gdzie one. Księżyc zdawał się swoją objętością przytłaczać resztę ciał niebieskich. Wśród jego blasku prawie nie było widać gwiazd. Powoli zbliżyłam się do swoich pobratymców. Przywitali mnie skinieniami głowy, zachowując powagę, lecz wkrótce zasypali mnie setkami pytań. Rozpaczliwie poszukiwałam wzrokiem Bandidy lub chociaż Steel'a. Szczęśliwie Wyrocznia pojawiła się obok mnie. Nakazałam reszcie zachować spokój, natomiast my poszłyśmy na ubocze. Musiałam z nią porozmawiać.
-Wiesz coś o tym?- zapytałam z przestrachem w oczach.
Zauważyła mój niepokój i uśmiechnęła się blado. Starała się pokazać, że nie jest źle, ale ta sytuacja widocznie jej nie odpowiadała.
-To nie jest związane z przepowiednią - uspokoiła mnie.
-Ale..?- zapytałam.
-Duchy. Dusze, tych, którzy zginęli podczas wybuchu wulkanu sto lat temu. One tutaj powrócą. -wyszeptała, widząc, że reszta koni nam się przygląda.
Westchnęłam. Ciągle problemy. Nie dadzą nam chwili spokoju. Spojrzałam zaniepokojona na Bandidę. Nie raczyła się podzielić większą ilością informacji, więc postanowiłam dołączyć do reszty stada. Zastygli w atmosferze wyczekiwania. Stwierdziłam, że nie mam wyjścia i muszę wyjaśnić im co się tutaj dzieje. Z pomocą Wyroczni nakreśliłam im z grubsza naszą sytuację. Podniosły się ożywione szepty.
Chwilę później z lasu wyłonił się ogier, którego poznałam dziś rano. Spojrzałam na niego nieco zaskoczona. W duchu jednak cieszyłam się, że postanowił tutaj przyjść. Podszedł bliżej. Poprosił mnie o wyjaśnienie zaistniałem sytuacji.
-Cóż...- westchnęłam. -Nie jesteśmy niczego stuprocentowo pewni... Wiek temu, na terenach naszego stada, nastąpiła erupcja wulkanu. W jego miejscu znajdowała się Więzienna Góra. Osadzeni tam byli przestępcy o poważniejszych oskarżeniach. Wszyscy zginęli. Ktoś ostrzegł nas, że ich dusze powrócą dzisiaj na Nivę. Brzmi to nieprawdopodobnie, ale jak widzimy, to na prawdę może się wydarzyć.
Cole słuchał mnie z zaciekawieniem. Analizował moje słowa. Nie zdążył się jednak odezwać, gdyż na polanie przed nami pojawił się oślepiający blask. Wydarzeniu temu towarzyszyły stłumione okrzyki członków stada. Zrobiłam krok w tył pod naporem tajemniczej energii. W promieniu kilku metrów od rzeczonego blasku rośliny zaczęły więdnąć, pozostawiając po sobie koło ziemi pokrytej martwą trawą. W samym jego środku stała jakaś postać. Blask zniknął, a oczy powoli przystosowywały się do powracającego mroku. Zanim to nastąpiło, koń zniknął wśród drzew, pozostawiając nas napełnionych niepokojem.

(Ktoś?)
No i druga połowa tygodnia, a event dopiero się zaczyna.
Chyba go nieco przedłużymy, żeby każdy coś napisał.

23.10.2017

Od Cole'a CD Helecho

I w tym właśnie momencie żałowałem, że nie posiadam skrzydeł. Spojrzałem szybko na klacz, a potem wzrok znów zawiesiłem na widoku przed sobą. Czyli tak jakby tutaj ugrzęzłem? W sensie ja i tak znajdę jakieś wyjście z sytuacji. Parsknąłem cicho.
- Sytuacja chyba mało ci odpowiada- zauważyła klacz.
- Owszem. Nie za bardzo lubię siedzieć w jednym miejscu- odpowiedziałem. Sam nie wiem czemu to powiedziałem, ale to jakoś tak automatycznie ze mnie wypłynęło.
- Dobrze, skoro jestem zmuszony zostać tu to chociaż chcę wiedzieć gdzie jestem- rozejrzałem się dookoła- I z kim mam do czynienia- spojrzenie, pełne spokoju, przeniosłem na samicę, która zresztą też szybko udzieliła mi potrzebnych informacji.
- Stado Stella Divina- chyba jedna z dumniejszych nazw na jakie się natknąłem w swoim życiu- A ja, jak już się domyśliłeś, jestem jego przywódczynią. Helecho- przedstawiła się, a ja nie pozostałem jej dłużny i również się przedstawiłem.
- Wiesz może ile będzie to trwało?- spytałem zaraz potem. Klacz spojrzała na mnie i chyba żądała większej ilości szczegółów w moim pytaniu.
- Przypływ- dodałem.
- A tak! Nie wiem. Różnie to bywa. Nie da się tego dokładnie określić- westchnęła.
Pokiwałem głową. Słońce zaczęło dopiero wschodzić. Miałem cały dzień przed sobą, a skoro byłem zdany na siedzenie tutaj to może zwiedzając tutejsze tereny coś wykombinuję.
- Dobrze więc, a teraz wybacz, ale nie zamierzam spędzieć tego czasu siedząc- rzuciłem i minąłem klacz zaraz potem przechodząc do płynnego kłusa. Nie wiem czy było to niegrzeczne czy nie. Nie należałem do tutejszego stada więc tak jakby była dla mnie zwykłym koniem, któremu w żadnym wypadku nie muszę się podporządkowywać. Tak na marginesie - nie lubiłem się nikomu podporządkowywać. Niczym samotny wilk. Jak ja uwielbiałem samotność. Dookoła cisza i spokój. Nie to żeby coś, ale cieszę się, że nie musiałem już z nikim rozmawiać. Byłem również w dalszym ciągu zawiedziony, że tu utknąłem. Postaram się omijać innych.
Przecież miałeś to zmienić. Usłyszałem z tyłu swojej głowy
Nie prawda.
Prawda i doskonale o tym wiesz.
Cicho.
Potrząsnąłem łbem. Ja doskonale wiedziałem co robić. Radziłem sobie w gorszych sytuacjach niż taka, w której nie rozmawiałem z nikim. To przecież nie koniec świata. Jednak wiedziałem też, że moja podświadomość ma rację. Nim się obejrzałem, a znalazłem się na jakiejś ścieżce. Kilka razy minęły mnie nawet konie. Każdy się od siebie różnił, ale podejrzliwe spojrzenie, które zawieszali na mej osobie były za każdym razem takie same. Albo ja byłem jakiś dziwny, ale te konie nie były przyzwyczajone do nowych. Postanowiłem jednak znoczyć z głównej, chyba, drogi i zaszyć się gdzieś w lesie.

Pod wieczór |

Cały dzień minął mi wyjątkowo szybko. Jak nigdy dotąd. Muszę przyznać, że mają tu całkiem rozległe i barwne tereny. Jeszcze nie wiedziałem gdzie przenocuję, ale nadchodząca noc pokrzyżowała moje plany na błogi odpoczynek. Szedłem jedną z bocznych ścieżek przez las. Wyszedłem na jakąś polanę, na której na szczęście bądź i też nie, zastałem dosyć sporą grupę wierzchowców. Ich rozmowy , ożywione rozmowy, a bardziej szmery z mojej odległości dało się słyszeć. Spojrzałem w niebo. Uwielbiałem patrzyć na księżyc i gwiazdy, które znajdowały się na granatowym niebie, ale tu było coś innego. Księżyc. Inny i jakiś większy. Jakby pulsował na tle szmaragdowego nieba. Przez całe swoje zycie nie widziałem nic piękniejszego, ale zarazem tak tajemniczego i budzącego niepokój. Rozejrzałem się dookoła i przymknąłem swoimi błękitnymi oczami po koniach. Kilka z nich rozpoznałem. Mijały mnie na ścieżce. Jednak teraz nikt nie zwracał na mnie uwagi. Mój wzrok zatrzymał się na klaczy pegaza. Helecho. Podszedłem z wolna z kierunku klaczy, która stała na uboczu i coś jakby mocno analizowała.
Odchrząknąłem i zatrzymałem się obok. Nie wiem czemu właściwie do niej podchodziłem. Jeśli jednak już zwróciła swoje spojrzenie na mnie to chociaż mogę się czegoś dowiedzieć. Po raz kolejny zresztą.
- O co chodzi? Z tego co wiadomo mi z moich doświadczeń niebo nie jest krwiste, księżyc nie jest tak przesadnie wielki, a w stadzie od tak sobie nie panuje takie poruszenie- powiedziałem jednym tchem.
- Za dużo by mówić- westchnęła.
- Posłucham. Cała sytuacja mnie zaciekawiła. Sam się tego nie dowiem. No może po wielkich staraniach- posłałem jej kwaśny uśmiech, który chyba się jednak do nich nie zaliczał. Prędzej podlega on pod grymas.
Helecho zmierzyła mnie badawczym spojrzeniem.

Helecho?

Od Bandidy "Niepokojąca wizja"

Jak co dzień chodziłam po lasach. Cały czas jednak rozglądałam się dookoła... Coś było nie tak, lecz dalej nie mogłam rozszyfrować co. Niepokój okalał mnie że wszystkich stron. Wciągnęłam chrapami rześkie powietrze, zamykając przy tym oczy.
Świat stał się szarobury... Rozglądałam się. Nikogo nie było... Wszystko wyglądało tak jak było to opisane w księgach... W księgach dotyczących wydarzeń sprzed 100 lat... Nagle u mojego prawego boku ktoś się pojawił. Nie była to jak zwykle moja matka... Był to ktoś nieznajomy... Nie mogłam określić jego płci... Był to jakby duch. Lekko rozmywał się pod wpływem wiejącego wiatru, lecz za chwilę znów wracał do poprzedniej formy.
- To już dziś... - powiedział
- Hm? - popatrzyłam na konia stojącego obok.
- Dusze zmarłych...- rzekł i rozejrzał się, jakby ktoś miał go zaraz zaatakować.
Spojrzałam na niego z wyczekiwaniem. Wiedziałam, że nadchodzi moment, w którym dzieją się nienaturalne rzeczy, ale nigdy nie było to nic poważnego. Postanowiłam jednak nie lekceważyć śmiałka wkradającego się do moich myśli.
- Będą szukać zemsty. Ci z Góry. Lepiej się przygotujcie. To zacznie się tej nocy.- wypowiedział kilka krótkich zdań i zniknął wśród bladego światła. Nadal czułam jego obecność. Czułam chłód na lewym boku, niczym ocierającego się o mnie kota. A potem wszystko wróciło do normalności.
Świat znów przybrał jesienne barwy, a powietrze napełniło się wonią opadłych liści. Na swoim ciele czułam już tylko ciepło słońca, którego promienie przedzierały się przez rzadkie korony drzew.
- Co jest? - Hielo podbiegła do mnie
- Nic... Lecz w sumie to coś... Duchy z Góry będą dziś szukać zemsty za wybuch... - powiedziałam patrząc się w stronę gdzie, gdzieś za drzewami rozpościerały się szczątki tejże góry
- Nie dobrze - towarzyszka spojrzała w tą samą stronę
- Muszę poinformować resztę stada - wymamrotałam wyrwając się z zamyślenia i szybko strzepałam liście z grzbietu
Stałam jeszcze chwilę bez ruchu. Przeanalizowałam przekazane przez nieznajomą postać informacje... Nadal nie mogłam dojść do tego, że ktoś oprócz mojej *kaszelek* matki daje mi wizje.  Szybko jednak zebrałam myśli i popędziłam do Twierdzy zostawiając zdziwioną Hielo na środku lasu.
Wbiegłam na dziedziniec. Strażnicy popatrzyli na mnie zdziwieni.
- Gdzie jest Steel? - zapytałam patrząc na jednego z nich
- U siebie... A ty to... - nie zdążył dokończyć
- Wiem, wiem.... Jesteś nowy możemy się nie znać... Bandida... Wyrocznia... I włąśnie mam bardzo pilną wiadomość do Steel'a - powiedziałam ze zniecierpliwionym wzrokiem
Gniady ogier tylko skinął głową... Pognałam ile sił w nogach do komnaty Steel'a.
- Steel... - powiedziałam podbiegając do Dowódcy
- Co jest? - ogier spostrzegł mój lekko przerażony wyraz pyska
- Duchy...  Dusze zmarłych... Ci z Gór - słowa plątały mi sie... Język odmówił posłuszeństwa...
Nie wiedziałam co mi się działo... Przecież przed chwilą normalnie rozmawiałam z jednym z gwardzistów.
- Spokojnie... Uspokuj się - Steel popatrzył na mnie zdziwiony
Podeszłam do okna... Popatrzyłam w stronę gór... Nadal nie mogłam uwierzyć, że to dziś... Że takie coś ma mieć miejsce.
- To co z tymi duszami? - z zamyślenia wyrwał mnie ogier
- Chcą się zemścić... Pamiętasz jak 100 lat temu był wielki wybuch? Napewno ci mówili... Wtedy wiele osadzonych zginęło... Bogowie najwyraźniej nie zajęli się ich duszami i teraz chcą się zemścić - powiedziałam już trochę spokojniejsza
- Szykuje się wojna? - zapytał lekko zachrypniętym głosem
- Nie wiem jakie mają zamiary... Nie dostałam tej wizji od matki, więc... - popatrzyłam na niego
- Trudno to będzie określić... Musimy powiedzieć to reszcie stada...
- Wiedziałam, że będą się dziać nadnaturalne rzeczy... Ale, że aż takie... Boże.... Zderzenie wymiarów jest coraz bliżej... - przełknęłam głośno ślinę
Miałam ochotę zaszyć się jak najgłębiej w lesie... Lecz tam też mogą mnie znaleźć...
- Apokoalipsa jest bliska... Trzeba szukać jaskini... - Steel uprzedził moje słowa
Pokiwałam głową na "tak"... Ze stresu nic nie mogłam powiedzieć... To wszystko mnie przerastało...


(Steel cx?)

Od Darkness'a CD Jagódka

Toczyłem z nim walkę. Niedaleko zauważyłem Jagodę lecącą do domu. Udało mi się zadać celny cios, na tyle by ogier oddał mi część ciała. W ciele demona pobiegłem czymprędzej do domu klaczy. Kolorowe liście spadały, lecz Wiatr już nie szeptał, jużnie śpiewał cudnych melodii. Biegłem tą samą ścieżką. Stukot płonących kopyt lekko niósł się po lesie, a wszędzie gdzie stanąłem liście stawały w ogniu. Swąd dymu wypełniał las, a ja dotarłem do znajomego domu. Magią otworzyłem drzwi, i zdyszany odszukałem Jagodę.
- Odsuń się, demonie! - usłyszałem groźbę, choć już z brakiem pewności w głosie.
- Jagodo... To ja... Darkness... - wydyszałem z nadzieją że mi uwierzy.
- Nie wierzę Ci! - krzyknęła. - Cały ten tydzień demonów i jeszcze Ty! Zostaw Darkness'a!
- Jagodo, spokojnie. - zebrałem się na ton uspokajający, choć każda miniona sekunda była niepewnością. - To mnie spotkałaś nad rzeką, to ja - koń driada.
- J... Jesteś driadą...? - spytała.
- Tak... Moje mieszkanie, to moje drzewo. Kto je zrani, zrani i mnie. - wyjaśniłem.
Zaczęło robić się ciemno. Wszedłem w myśli klaczy, i to udało mi się usłyszeć:
- "Ten ogier skrywa w sobie więcej tajemnic i magii, niż myślałam".
- Ty też jesteś wyjątkowa - powiedziałem czule i odmieniłem się w moją normalną postać. Uśmiechnąłem się.
- Dobrze, porozmawiajmy. - powiedziałem. - pytaj o co chcesz.
- Jak to się dzieje że jesteś demonem? Czy ty jesteś gdzieś w środku tego demona? Jak to się zaczęło? Co on potrafi? Kim on jest? Czemu nie da Ci spokoju?! - powiedziała Jagoda bez przerwy na oddech, dumnie dysząc że powiedziała wszystko co chciała.
Westchnąłem. I zacząłem mówić...


< Jagoda? >

22.10.2017

Od Lady

Leżałam w swoim małym, potulnym domku. Wokół słyszałam tylko szelest liści, spadających z drzew. Jesienne piękności... Wirują w powietrzu, po czym spadają na ziemię i tworzą wielkie, pomarańczowe kupy. Raz po raz wyglądałam że swojej chałupki, na wypadek, gdyby ktoś chciał do mnie... Wpaść, czy coś. Czytałam jakąś książkę, kompletnie bezsensowną, przewracałam kartki w poszukiwaniu czegoś, co pomoże mi lepiej zrozumieć fabułę. Okładka przedstawiała różową klacz, wokół której latały różowe pióra, a nad nią widniał napis "Cicho jak wiatr". Być może jest to książka do usypiania czytelników, i zanudzenia ich na śmierć.
Odłożyłam książkę i zaczęłam pić herbatę w błogiej ciszy... No, może nie ciszy. Nazwijmy to jesienną ciszą. Szum liści, a teraz, jakby na złość, kropelki deszczu uderzyły w mój dach. Konie, które przebywały na dworze, zaraz zbiegną się do swoich domów. Mogłam korzystać z tej chwili tak jak one, ale zdecydowanie wolę siedzieć u siebie.
Do mojego mieszkania, jakby niespodziewanie, biegł czarno-czerwony ogier, zdyszany i spocony.
- Przepraszam panienkę bardzo! - powiedział spokojnie, po czym zrobił krok w tył, jakby chciał mnie ostrzec "uważaj, zaraz stąd wyjdę!". Mierzyłam go wzrokiem. Ciężko oddychał, gdyż zapewne szalał na dworze.
- K-Kim jesteś? - spytałam, nie ukrywając ciekawości.
- Uch, nie przedstawiłem się... Darkness jestem - burknął.
Postanowiłam potraktować to jak znajomość, więc wyjawiłam mu swoje imię - Lady.
Zaprosiłam ogiera do środka, po czym usiadł na krześle obok mnie. Deszcz minął niezwykle szybko, po czym wyszliśmy z domu i, razem z moim "towarzyszem", wyszliśmy na dwór. Kompletnie nie tak miał potoczyć się ten dzień, ale ni codziennie ktoś wchodzi ci do domu od tak.

Darkness?

21.10.2017

Od Jagódki CD. Darkness'a

Otworzyłam szerzej oczy. Nie powinnam być taka... Ciekawa? Chamska...? Nie powinnam. Dołączyłam do Darkness'a. Musiałam go zatrzymać. Bałam się, że demon obudzi się wcześniej niż zwykle. Kiedy udało mi się go dostrzec, użyłam swoją ponadprzeciętną szybkość i wyprzedziłam biegnącego tak szybko jak błyskawica ogiera. Samiec już nie widział raczej nic. Biegł i się nie zatrzymywał. Kiedy był już blisko mnie...
- Stop! - wrzasnęłam. Me oczy błysnęły, a przede mną ukazała się srebrna tarcza, która zdołała zatrzymać wściekłego konia. Błysnęło światło. Tarcza pękła. Nie mogłam otworzyć oczu... Widziałam tylko ciemność. Nagle ukazał się przede mną demon. Demon, którego widziałam i walczyłam z nim. Śmiał się ze mnie. Śmiał i to bardzo mocno. Kpił sobie ze mnie... Mówił, że jestem słaba i nie mam z nim szans. Że jestem najgorszą wojowniczką, jaką widział. Starałam się zachować spokój, lecz popadłam w furię. Rzuciłam się na ogiera, walcząc z nim do ostatniej kropli krwi. Miałam dość. Wylałam swoje wszystkie nerwy właśnie na niego. Pierwszy raz się tak wściekłam... Kiedy widziałam, że demonowi już się nie chce walczyć, cofnęłam się.
- Teraz to ty jesteś słaby... - zaśmiałam się i wyciągnęłam kryształowy miecz. - I co teraz zrobisz, demonie? - odparłam spokojnym tonem. Moje oczy świeciły jasnym blaskiem, oślepiając samca.
- To jeszcze nie koniec, Jagodo. Policzymy się jeszcze wraz z Darkness'em, moim niewolnikiem! - uśmiechnął się demon i zniknął w ciemnościach. Wreszcie udało mi się otworzyć oczy. Leżałam u medyka. Byłam cała poraniona... Czułam się bardzo źle. Moje moce osłabły. Zdążyłam zauważyć, że moje oczy były szare. Moja sierść wyblakła. Widać na niej było pełno krwi. Spojrzałam na poważnego medyka.
- Czemu uciekłaś? Twój stan jest jeszcze gorszy! - mówił surowym tonem koń, który mnie leczył. Obok mnie stała Helecho. To ona znalazła mnie w lesie na trawie, która była zabarwiona krwią. Obok Helecho stało jeszcze kilka wojowników, między innymi Ceniza, która mnie najwyraźniej nie lubiła, i gdyby mogła, to by tu wcale nie przyszła.
- Odejdźcie. - mruknęłam  i zamknęłam oczy. Ponownie widziałam demona. Śmiał się ze mnie, lecz nie miałam sił, aby ponownie walczyć... Otworzyłam oczy. Była noc. Byłam cała spocona. Najprawdopodobniej z strachu. Bolało mnie gardło. Obok mnie stał medyk, który mówił mi, że krzyczałam przez sen. Byłam zdziwiona tym zajściem. Kiedy medyk zasnął, odleciałam ostatkami sił do swojego domu. Miałam dość. Napisałam karteczkę, że już się czuję o wiele lepiej i że jestem w swoim domu. Kiedy tam doleciałam, widziałam z daleka palący się ogień. Było to niedaleko domu ogiera. Miałam dość. Wiedziałam, że muszę chronić członków stada, lecz... Nie miałam sił., Najgorsze było to, że nikt nie przyleciał lub przybiegł po pomoc. Wzięłam głęboki wdech i poleciałam w stronę pożaru. Widziałam tam demona i... Inne konie. Były tam dwie małe klacze, para z trzema źrebakami oraz dwie starsze pary. Szybko wskazałam im drogę i zostałam sama z demonem.
- Czemu to robisz? - zapytałam a ogier się tylko zaśmiał. - Powinieneś raczej chronić Darkness'a, a nie go straszyć. - mruknęłam i odleciałam. Wiedziałam, że demon mnie śledzi. Miałam go gdzieś. Chciałam się wreszcie wyspać i obudzić w swoim łóżku. Chciałabym, żeby wszystko było tak jak dawniej.
- Zostawisz mnie w końcu czy nie?! - wrzasnęłam, kiedy odwróciłam się. Użyłam ponadprzeciętnej szybkości, która nie była tak ponadprzeciętna, jak kiedyś. Byłam w swoim domu. Nareszcie. Usnęłam.
***
Obudziłam się w swoim łóżku. Czułam się lepiej. Przez chwilę wydawało mi się, że wszystko jest normalne, lecz... Wszystko mi się przypomniało w ciągu kilku sekund. Westchnęłam. Miałam nadzieje, że las przetrwał. Nie miałam wystarczającej siły, żeby go zatrzymać. Na szczęście pożar nie był taki wielki, jaki mógł być. Spojrzałam przez okno. Wszystko było tak jak wcześniej...

Darkness? Co będzie dalej? c:

Od Darkness'a Cd Jagódka

Rogiem wziąłem książkę. Okładka nie była zachęcająca, lecz bardzo ładnie zdobiona.
- Dziękuję - odwzajemniłem uśmiech. - Czuję się lepiej.
Wstałem z łóżka i lekko trąciłem towarzyszkę pyskiem.
- Dzięki za wszystko. - jeszcze raz uśmiechnąłem się. - Pamiętaj, wpadaj do mnie co jakiś czas, tylko nie wieczorem.
- Słuchaj Darkness... Możemy porozmawiać o tym... Tym co się wydarzyło w nocy?... - zapytała niepewnie.
- Niestety będziesz musiała oprzeć się wiedzy z tego tematu - odparłem stanowczo i oschle. Nie miałbym siły o tym rozmawiać, gdyż mógłbym powiedzieć o dwa słówka za dużo - a te dwa słówka w niepowołanych kopytach mogłyby wiele złego zrobić.
Odwróciłem się i podszedłem do drzwi. Powoli spacerowym krokiem oddalałem się od Jagody. Stała w oknie i patrzyła jak odchodzę. Wiatr zaczął wiać wokół mnie, unosząc kilka liści. I tak wirowały naokoło mnie, nucąc piękne melodie. Niektóre o bólu i strachu, a niektóre o szczęściu i dobru świata. Szum odprowadził mnie pod sam dom. Wszedłem do domu. Ruszyłem w stronę biblioteki, gdzie odłożyłem książkę od Jagody na półkę. W powietrzu unosił się zapach papieru. Tą przyjemną woń znałem od dziecka. Pomyślałem, że niedługo odbędzie się tzw. przeze mnie "Noce Hulanek". Zejdą do nas Dusze z zaświatów zdobyć artefakty i powrócić do świata żywych. Czy to coś złego? Nie, nie wydawało mi się. A więc zająłem się zabezpieczaniem domu przed złymi zjawami. Mam nadzieję że jako Uczony przydam się w rozmowie z Duchami, jak i postaram się nawrócić je ze złej strony.
Gdy mój dom był gotowy, wyszedłem do lasu. Postanowiłem pójść nad pobliski strumyk. Napiłem się rześkiej górskiej wody i zjadłem kilka jeżyn rosnących niedaleko.
Nagle zobaczyłem Jagodę. Zobaczyła mnie, i podeszła.
- Darkness... Ja... Naprawdę... Chce Ci dodać otuchy. Porozmawiaj ze mną twarzą w twarz. - powiedziała spokojnie klacz.
Zacząłem dyszeć. Mój ogon, grzywa, szcoty i oczy zapłonęły.
- Nie! - krzyknąłem. - To ja, tylko wściekły. Tego chciałaś?! - wykrzyknąłem i pogalopowałem przez las.


< Jagódka? ;3 >

17.10.2017

Od Jagódki CD Darkness'a

Nie spuszczając wzroku z ogiera, przygotowałam dla niego miętę. Przypomniało mi się, że miałam w szafie apteczkę na różne rany. Pamiętam, jak w szkole walki uczyliśmy się także ratować innych wojowników, i innych członków stada, co moim zdaniem było całkiem przydatne, gdyż zawsze ta wiedza może się do czegoś przydać. Wyciągnęłam apteczkę, oraz zrobiłam dla nas miętę. Wiedziałam dobrze o tym, jaka jest jego druga połowa i że chciał to ukryć… Nie dziwię się mu, jednak…. Muszę z nim porozmawiać na ten temat. Nie chciałam, żeby inne konie zaczęły się go bać, ani mnie, bo ja też jestem w pewnym sensie potworem… Lecz trochę innym, niż Darkness. Podeszłam do ogiera. Posłałam mu ciepłe spojrzenie i podałam miętę. Pierwszy raz mi tak na kimś zależało… Może dlatego że jesteśmy do siebie podobni? A może wcale… Łączy nas chyba tylko to, że mamy swe złe strony. Otworzyłam apteczkę i wybrałam odpowiednie lekarstwa.
- Wiesz… Chciałam z tobą o czymś porozmawiać. – zaczęłam. – Wiem o tym, że jesteś demonem i że… nie chcesz tego mówić innym, boisz się tego. Ja Cię… Rozumiem. Też jestem w pewnym sensie potworem, tylko trochę innym od Ciebie. Obydwoje mamy te swoje złe postacie, które czekają na chwilę, kiedy będą mogły nad nami zapanować. Chcę ci tylko dodać otuchy… - szepnęłam i rozłożyłam skrzydła. Zamknęłam oczy i uśpiłam Darkness’a na kilka  minut, aby go choć trochę wyleczyć, chociaż dobrze wiedziałam, że powinien iść do medyka. Kiedy go już wyleczyłam, ogier otworzył oczy.
- Jak się teraz czujesz? – zapytałam łagodnym głosem i spojrzałam na ogiera, którego bardzo polubiłam. – Mam nadzieję, że wkrótce będziesz zdrowy jak ryba. – zaśmiałam się i na chwilę odeszłam, aby wziąć książkę, którą mam nadzieję, że polubi. Pierwszy raz byłam taka… Uśmiechnięta i ufna. Nigdy jeszcze nie zaprosiłam, a raczej nie wzięłam ze sobą konia do swojego domu. Szukałam i szukałam, aż wreszcie… Jest! To ta książka. Za pomocą rogu podniosłam książkę i przyniosłam do Darkness’a.
- Mam nadzieję, że to też będzie twoja ulubiona. Czytałam ją sporo razy! – uśmiechnęłam się i oczekiwałam odpowiedzi.

Darkness?

16.10.2017

Od Darkness'a Cd Steel, Bandida

- Ciekawie. Ja też, umiem porozumiewać się telepatycznie, rozmawiać i przekazywać wiadomości. Zawsze chciałem zostać Wyrocznią, ale najwidoczniej nie było mi to dane. Tak, jestem Darkness i jestem Uczonym.
- Miło Mi. - klacz uśmiechnęła się. - Co on Ci zrobił?
- Niewielka rana cięta. - odparłem próbując dodać beztroski ton.
- Niewielka?! - uniosła głos i zaczęła mnie opatrywać.
Cały czas wpatrywałem się w jej głębokie oczy. Była piękna. Jej grzywa spływała lekko na szyję. Była zarówno przemądrzała jak i niesamowicie pełna wiedzy. Miałem ochotę wyrwać się jej i wypytywać o wszystko.
- Bandido, czy już kończysz? - spytałem nieco zniecierpliwiony.
- Tak, a teraz się nie ruszaj. - odparła klacz.
Wniknąłem do jej umysłu i powiedziałem:
- Wpadnij do mnie popołudniu - i zniknąłem z myśli klaczy.
Ból nadal pulsował, lecz był o wiele mniejszy. Bandida skończyła mnie opatrywać, i wreszcie mogłem wstać. Dowódca Steel popatrzył na mnie. Miał zawstydzone oczy.
- Nie, nie zrobię tego. - powiedziałem na głos a ogier mocno się zdziwił. - Moim zadaniem jest również Cię chronić. Broń Boże rzucać na pożarcie innym stworom.
Ogier chyba domyślił się, że czytam w myślach.
- Nieźle - pochwalił, nadal lekko speszony.
- Otwórz się na świat, gdy stoi on dla Ciebie otworem.  zacząłem. - Nie ukrywaj emocji, które pomagają wyrazić nam samych siebie.
Bandida i Steel spojrzeli na mnie wyłupiastymi oczami.
- Czyż nie taka jest moja rola? - spytałem, bo zdziwiłem się że Wyrocznia tak na mnie spojrzała. - Ach, zapomniałbym. Dziękuję Bandido. Pogrzebałem lekko kopytem w ziemi, a na tym miejscu wyrósł ognisty kwiat przypominający różę. Zerwałem go, i magią wpiąłem w grzywę Wyroczni.
- Proszę.



< Steel? Bandida? >