7.11.2017

Od Evana cd. Od Bandidy

Wyrocznia zostawiła mnie ze swoim wilkiem. Ten spoglądał na mnie przez cały czas, szczególnie mając na uwadze moje rozległe rany pozostałe po konfrontacji z jego współbratymcami. Starałem się nie panikować z tego powodu i zachować bezwzględną powagę. Jednocześnie podejmowałem desperackie próby uleczenia swoich ran. Było to bezskuteczne. Całą swoją energię zużyłem na walkę z drapieżnikami. Bądź, co bądź, ataki wyładowaniami elektrycznymi nie należą do najlżejszych. Potrzebowałem czasu, by zgromadzić wystarczającą moc na leczenie. Jedyną moją nadzieją była teraz niepozorna, aczkolwiek zadziwiająco zadziorna istota, która wybrała się z moją sakwą wgłąb tajgi. Nie pozostało mi nic innego, niż tylko oczekiwanie na jej przybycie.
Chwalmy niebiosa, że Bandida posiadała moc ponadprzeciętnej prędkości. Nie minęło pięć minut, gdy znów stała przy mnie. Wyciągnęła z torby fiolkę z połyskującą białym światłem wodą. Odkorkowała naczynie i wylała jego zawartość na najpoważniejsze rany. Skrzywiłem się z bólu. Wbrew pozorom ten zabieg nie przynosił ukojenia. Czułem, jak rany się zrastają. Nie potrafię określić jakie było to uczucie, lecz z całą pewnością mało przyjemne.
Gdy tylko pierwszy szok minął, spróbowałem wstać. Obrażenia dawały o sobie znać, lecz nie poddawałem się. W końcu udało mi się utrzymać na nogach i zrobić kilka niepewnych kroków. Nieprzyjemności ograniczyły się do powierzchownego pieczenia. Obejrzałem miejsca, w których wbiły się kły wilków. Klacz przyglądała się temu z wyrazem lekkiego znudzenia.
-Dziękować Rosio za te źródła...- westchnąłem.
I teraz nastąpiła chwila niekomfortowego milczenia. Żadne z nas nie chciało zbytnio kontynuować podróży wspólnie, ale jednocześnie coś blokowało nas przed odejściem. W końcu postanowiłem przerwać ciszę. Może mało gustownie, ale skutecznie - chrząknięciem.
-Dziękuję za pomoc.- słowa te ledwo przeszły mi przez gardło. Nie zwykłem nikomu dziękować.

(Bandida?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz