4.11.2017

Od Bandidy cd. Evan'a

Ogier sam się prosił, żebym była dla niego ściślej mówiąc chamska. Jego zdziwienie sprawiało mi dużą satysfakcję. Naszą bardzo przyjemną wymianę zdań przerwały wilki. Cala sfora... Nim zdążyłam się obejrzeć było ich na tyle dużo, że powaliły mojego towarzysza rozmów. Tak samo nie wiadomo skąd pojawiła się Hielo. Nie namyślając się za długo przepędziłyśmy zwierzęta. Evan chyba do końca życia będzie miał traumę przed wilkami. Lecz jak narazie będzie musiał znosić moją Hielo. Podeszłam do niego. Koń leżał w kałuży krwi.
-Coś czuję, że sama herbatka nie wystarczy...- powiedziałam z kpiącym uśmieszkiem
-A ja coś czuję, że przyda mi się meliska - ogier popatrzył na mnie a potem na moją towarzyszkę
-Z eutanazją, czy bez? - zaśmiałam się
-Byle nie musieć prowadzić z tobą konwersacji.- burknął
-Nie ładnie tak...- zacmokałam
-Co?- zdziwił się. Niestety chyba natychmiast pożałował swoich słów. Zapewne na chwilę zapomniał, że umiem czytać w myślach
-To jak? Rozmawiamy dalej? Bo mam przeczucie, że lubisz się ze mną drażnić.- uśmiechnęłam się promiennie
-Na razie chciałbym pozostać przy życiu.- odparł, jako że nadal leżał w kałuży krwi
- Rozumiem twą chęć życia - powiedziałam podnosząc torbę z fiolkami z trawy
- Co ty robisz? - ogier popatrzył na mnie zdziwiony
Rozglądałam się dookoła. Nie chciałam być niemiła, ale sfora mogła wrócić... Ale jak to już wcześniej można było dostrzec ogier zmusił mnie do bycia chamską, więc postanowiłam zostawić go z moją wilczycą.
- Ratuje ci życie... Hielo... Zostań z nim na wypadek gdyby wilki wróciły. Ja lecę nad źródła - powiedziałam z już normalnym jak na mnie wyrazem pyska, zakładając wcześniej wspomniany przedmiot na grzbiet
- Tylko... - ubiegłym go czytając mu w myślach
- Nie rozbij fiolek... Martwisz się o nie bardziej niż o własne życie? - skierowałam piorunujący wzrok na Evan'a - Nie pierwszy raz niosę fiolki... A z tego co wiem to większości jest już pusta
Nie zważając na jego odpowiedź popędziłam do źródeł. Ich moc powinna wystarczyć żeby pomóc ogierowi. Do miejsca gdzie się kierowałam nie było aż tak daleko. Gdy byłam już przy brzegu wyjęłam jedną z fiolek i napełniłam ją wodą z źródła. Tak samo postąpiłam z czterema innymi... Jak to mówią: Przezorny zawsze ubezpieczony. Zapięłam sakwę (czy co to tam jest). Popatrzyłam na piękny krajobraz. Najchętniej bym tu została, ale parędziesiąt metrów prawie wykrwawiał się koń, więc myśl pozostania tutaj musiałam szybko odwlec.

Evan?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz