23.10.2017

Od Cole'a CD Helecho

I w tym właśnie momencie żałowałem, że nie posiadam skrzydeł. Spojrzałem szybko na klacz, a potem wzrok znów zawiesiłem na widoku przed sobą. Czyli tak jakby tutaj ugrzęzłem? W sensie ja i tak znajdę jakieś wyjście z sytuacji. Parsknąłem cicho.
- Sytuacja chyba mało ci odpowiada- zauważyła klacz.
- Owszem. Nie za bardzo lubię siedzieć w jednym miejscu- odpowiedziałem. Sam nie wiem czemu to powiedziałem, ale to jakoś tak automatycznie ze mnie wypłynęło.
- Dobrze, skoro jestem zmuszony zostać tu to chociaż chcę wiedzieć gdzie jestem- rozejrzałem się dookoła- I z kim mam do czynienia- spojrzenie, pełne spokoju, przeniosłem na samicę, która zresztą też szybko udzieliła mi potrzebnych informacji.
- Stado Stella Divina- chyba jedna z dumniejszych nazw na jakie się natknąłem w swoim życiu- A ja, jak już się domyśliłeś, jestem jego przywódczynią. Helecho- przedstawiła się, a ja nie pozostałem jej dłużny i również się przedstawiłem.
- Wiesz może ile będzie to trwało?- spytałem zaraz potem. Klacz spojrzała na mnie i chyba żądała większej ilości szczegółów w moim pytaniu.
- Przypływ- dodałem.
- A tak! Nie wiem. Różnie to bywa. Nie da się tego dokładnie określić- westchnęła.
Pokiwałem głową. Słońce zaczęło dopiero wschodzić. Miałem cały dzień przed sobą, a skoro byłem zdany na siedzenie tutaj to może zwiedzając tutejsze tereny coś wykombinuję.
- Dobrze więc, a teraz wybacz, ale nie zamierzam spędzieć tego czasu siedząc- rzuciłem i minąłem klacz zaraz potem przechodząc do płynnego kłusa. Nie wiem czy było to niegrzeczne czy nie. Nie należałem do tutejszego stada więc tak jakby była dla mnie zwykłym koniem, któremu w żadnym wypadku nie muszę się podporządkowywać. Tak na marginesie - nie lubiłem się nikomu podporządkowywać. Niczym samotny wilk. Jak ja uwielbiałem samotność. Dookoła cisza i spokój. Nie to żeby coś, ale cieszę się, że nie musiałem już z nikim rozmawiać. Byłem również w dalszym ciągu zawiedziony, że tu utknąłem. Postaram się omijać innych.
Przecież miałeś to zmienić. Usłyszałem z tyłu swojej głowy
Nie prawda.
Prawda i doskonale o tym wiesz.
Cicho.
Potrząsnąłem łbem. Ja doskonale wiedziałem co robić. Radziłem sobie w gorszych sytuacjach niż taka, w której nie rozmawiałem z nikim. To przecież nie koniec świata. Jednak wiedziałem też, że moja podświadomość ma rację. Nim się obejrzałem, a znalazłem się na jakiejś ścieżce. Kilka razy minęły mnie nawet konie. Każdy się od siebie różnił, ale podejrzliwe spojrzenie, które zawieszali na mej osobie były za każdym razem takie same. Albo ja byłem jakiś dziwny, ale te konie nie były przyzwyczajone do nowych. Postanowiłem jednak znoczyć z głównej, chyba, drogi i zaszyć się gdzieś w lesie.

Pod wieczór |

Cały dzień minął mi wyjątkowo szybko. Jak nigdy dotąd. Muszę przyznać, że mają tu całkiem rozległe i barwne tereny. Jeszcze nie wiedziałem gdzie przenocuję, ale nadchodząca noc pokrzyżowała moje plany na błogi odpoczynek. Szedłem jedną z bocznych ścieżek przez las. Wyszedłem na jakąś polanę, na której na szczęście bądź i też nie, zastałem dosyć sporą grupę wierzchowców. Ich rozmowy , ożywione rozmowy, a bardziej szmery z mojej odległości dało się słyszeć. Spojrzałem w niebo. Uwielbiałem patrzyć na księżyc i gwiazdy, które znajdowały się na granatowym niebie, ale tu było coś innego. Księżyc. Inny i jakiś większy. Jakby pulsował na tle szmaragdowego nieba. Przez całe swoje zycie nie widziałem nic piękniejszego, ale zarazem tak tajemniczego i budzącego niepokój. Rozejrzałem się dookoła i przymknąłem swoimi błękitnymi oczami po koniach. Kilka z nich rozpoznałem. Mijały mnie na ścieżce. Jednak teraz nikt nie zwracał na mnie uwagi. Mój wzrok zatrzymał się na klaczy pegaza. Helecho. Podszedłem z wolna z kierunku klaczy, która stała na uboczu i coś jakby mocno analizowała.
Odchrząknąłem i zatrzymałem się obok. Nie wiem czemu właściwie do niej podchodziłem. Jeśli jednak już zwróciła swoje spojrzenie na mnie to chociaż mogę się czegoś dowiedzieć. Po raz kolejny zresztą.
- O co chodzi? Z tego co wiadomo mi z moich doświadczeń niebo nie jest krwiste, księżyc nie jest tak przesadnie wielki, a w stadzie od tak sobie nie panuje takie poruszenie- powiedziałem jednym tchem.
- Za dużo by mówić- westchnęła.
- Posłucham. Cała sytuacja mnie zaciekawiła. Sam się tego nie dowiem. No może po wielkich staraniach- posłałem jej kwaśny uśmiech, który chyba się jednak do nich nie zaliczał. Prędzej podlega on pod grymas.
Helecho zmierzyła mnie badawczym spojrzeniem.

Helecho?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz