1.10.2017

Od Cole'a do Helecho

Noga za nogą. Krok w krok po miękkim terenie. Moje kopyta ugniatały ziemię i rosnącą na niej trawę. Głowę zwiesiłem nisko nad ziemią. Zapewne wyglądałem teraz jak jakiś pies tropiący. Rześkie, poranne powietrze, krople rosy, które oblepiły trawę i mgła, która pokrywała ziemię. Byłem na jakimś rozległym, otwartym terenie, a przede mną wznosiło się coś na podobieństwo wzgórza. Jakoś nie przeszkadzał mi fakt, że kompletnie nie wiedziałem gdzie jestem. Byłem do tego przyzwyczajony i często olewałem ten fakt. Z otwartej przestrzeni było mnie zapewne łatwo dostrzec, ale był przecież wczesny, bardzo wczesny, ranek. Nie spodziewałem się tutaj nikogo. Nawet spotkać nikogo nie chciałem. Nie pamiętam kiedy ostatni raz bym z kimś rozmawiał. Może powinienem gadać sam do siebie? Aby znów nie stracić głosu? Sam już nie wiem. W kilku zgrabnych ruchach znalazłem się na wzgórzu. Zawiał chłodny, ale przyjemny wietrzyk, który wprawił w ruch moją grzywę i ogon. Wpuściłem do płuc powietrze aby następnie je znów wyrzucić. Szło za tym dosyć głośne westchnienie. W sumie to nawet podobał mi się taki styl życia. W stadzie byłyby obowiązki, ale też za nim tęskniłem. Nie dane było mi toczyć dalszą walkę ze swoimi jakże cudownymi myślami gdy drogę zastąpiła mi pegazica. Tak nagle, niespodziewanie. Zapewne ujrzała mnie gdy leciała, ale czy naprawdę chciało jej się zlatywać tylko po to aby zaszczycić mnie swoim, dosyć chłodnym, spojrzeniem? Samica zmierzyła mnie badawczo. Ja stałem spokojnie i czekałem na jej pierwszy ruch. Od niej również bił spokój i opanowanie. Dumna i zgrabna sylwetka oraz nietypowa maść wyróżniająca ją w pewien sposób. Klacz coś analizowała. Czyli wychodzi na to, że to ja muszę zrobić ten pierwszy krok.
- Czy...- zacząłem i odchrząknąłem lekko, bo z mojego wnętrza wydobył się bardziej charkot niż jakieś sensowne słowo- Coś konkretnego ciebie tu sprowadza czy mogę iść dalej?- dokończyłem lekko zachrypniętym głosem.
Cholerne gardło. Klacz zmróżyła lekko oczy i odpowiedziała bez cienia zawahania:
- To raczej ja powinnam zadać ci to pytanie.
No i się zaczęło. W mojej głowie zaczęło galopować tysiąc myśli, rozwiązań i sytuacji. Nagle coś mi zaświatło.
- Niech zgadnę. Jesteś przywódczynią jakiegoś stada, a ja w obecnej chwili znajduję się na jego terenach?- parsknąłem.
Niejeden raz znalazłem się w podobnej sytuacji. W końcu szwędanie się bez celu musi mieć jakieś skutki uboczne. Raz spotykasz zwykłego członka, innym razem jakies dowódcę, a następnym razem spotkasz dumnego przywódcę. Schemat się powtarza. Nigdy nie wchodziłem z kimś takim w głębsze relacje, bo wiedziałem, że kiedyś trzeba się będzie rozstać, a to kolejny ból. Ja już przeszedłem to raz i mi wystarczy. Może dlatego też nigdy jakoś specjalnie nie szukałem towarzystwa? Lecz też od niego nie uciekałem jak na przykład w obecnej sytuacji.
- Jeśli mi pokażesz jak najszybciej wydostać się z waszych terenów, to je opuszczę i już mnie nie zobaczysz- uśmiechnąłem się.
Była to trochę wymuszona reakcja aby załagodzić sytuację.

Helecho?
Jak coś zwaliłam to wybacz xc
I wgl miało być lepiej ale coś nie wyszło >.<

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz