8.10.2017

Od Cenizy

Nienawidzę bezczynności... Chodzenie z miejsca na miejsce nie jest dla mnie. Chcę walczyć... Chociaż wojny nie są wskazane. To wtedy chociaż można się wyżyć na wrogach. Po ostatniej walce miałam mętlik w głowie. Zastanawiałam się czy wiecej Wyrzutków tutaj zawita. I dalej nie wiadomo o co im chodziło. No... Może ktoś wiedział. Mnie to nie interesowało w aż tak dużym stopniu. Popatrzyłam na brzeg rzeki. Jak zwykle nie było tam żywej duszy. Nikogo by porozmawiać. Bandida zapewne zaszyła się gdzieś w lasach. Nikt nie widział jej od dłuższego czasu. Trochę mnie to niepokoiło... Lecz w jej przypadku takie zniknięcia były na porządku dziennym.
Wiatr tworzył małe fale na tafli wody. Patrzyłam na to zjawisko. Twory rozbijały się o brzegi lub ginęły po przebyciu jakiegoś dystansu. Wodne żyjątka czasami wyskakiwały nad powierzchnię wody lub wychodziły z niej. Różnokolorowe, o różnych wielkościach i kształtach jaszczurki, węże, ryby... Gdzieś w głębinach zapewne pływały wodne konie. Nie miały one zbyt dużego kontaktu z powierzchnią. Same jej też nie chciały. Wołały siedzieć na dnie i prowadzić własne życie nie uzależnione od naszego stada.
Zrobiłam parę kroków w stronę rzeki. Stukot kopyt dźwięczał w otaczającej mnie ciszy. Spojrzałam w stronę lasu, z którego właśnie wyszłam. Gdzieniegdzie można było dostrzec ptaki zrywające się do lotu lub ładujące na gałęziach drzew. Cienie leśnej zwierzyny przemykały wraz z ich właścicielami po ściółce i między krzakami i innymi zaroślami.
Szłam kamienistą plażą. Nikogo nie mogłam dostrzec. Co chwila oglądałam się czy aby na pewno nikogo nie ma za mną lub obok mnie. Niestety... Byłam sama na tej wielkiej połaci terenu. W zasięgu mojego wzroku znalazło się gniazdo jakiś ptaków... I tyle. Skierowałam się w stronę twierdzy. Tam miałam nadzieję spotkać jakiś członków stada.
- Ceniza - usłyszałam głos za sobą
Właścicielką głosu okazała się być Bandida
- Gdzie się podziewałaś? - zapytałam
- Długa historia... W skrócie zostałam profesjonalnym przewodnikiem po Nivie - spojrzała na mnie i zaczęła iść przed siebie
- To znaczy? - starałam się ją dogonić
- Oprowadzałam nowych członków stada po terenach
- To mamy jakiś nowych członków?
- Yhm - przytaknęła dalej idąc prosto przed siebie - Może nawet ich poznałaś a nie wiesz, że są nowi
- Bardzo prawdopodobne
Resztę drogi przebyłyśmy w milczeniu. Klacz podeszła do jaskini i zatrzymała się przy niej
- Interesujące... - popatrzyła w głąb skalnego tworu
- Co tam widzisz?
Nie odpowiadając weszła do środka. Po chwili wyszła, lecz nie była sama. U jej boku kroczył biały wilk.
- Trzeba jej pomóc... - powiedziała wskazując na ranę na plecach vadery.
- Idziemy do twierdzy?
- Nie... Do Mariposy
- Hm? - popatrzyłam na nią zdziwiona
- Zaprzyjaźniona zielarka... - ruszyła w stronę jednej z polan
Tam jak pewnie się spodziewała natrafiłyśmy na zielarke. Bandida wyjaśniła o co chodzi. Ja stałam z boku i obserwowałam pobliskie zarośla. Nie wiedząc czemu miałam wielką ochotę iść do Fuego...

(Hehe... Nikt kończyć nie musi xd)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz