10.10.2017

Od Jagódki do Evan'a

Spacerowałam po lesie. Powoli stąpałam swymi kopytami po miękkiej leśnej ściółce. Otaczały mnie kolory jesieni, a mianowicie kolor pomarańczowy, żółty, czerwony, brązowy i jeszcze trochę zielonego, z czego się cieszyłam, bo bardzo lubię kolor zielony. Spojrzałam na swoje głębokie rany. Zdobyłam je walcząc z potworami. Jeden z nich zostawił na mojej ranie potężny pazur, który zachowałam, chowając go do mojej torby, w której przetrzymuję swoją broń. Nigdy się z nią nie rozstaje, ponieważ niebezpieczeństwo może się pojawić w każdej chwili, a ja nie chce być bezbronna. Robiło się powoli ciemno. Nastała moja ulubiona pora - noc. Najlepsze było to, że dziś nie miałam patrolu, lecz kto inny. Za dwa dni ponownie będę patrolować, a ten czas spędzę przy treningach oraz może jakiejś rozrywce... Dawno nic nie robiłam rozrywkowego, oprócz treningów, które były raczej moją jedyną rozrywką. Może lepiej znaleźć coś dla siebie? Coś, w czym będę mogła się rozerwać... Wzniosłam się w górę i zaczęłam kierować się w stronę mojego ulubionego miejsca - Gór Smoczych. Był to bardzo piękny teren, który zamieszkiwały między innymi smoki. Bardzo interesowałam się tymi stworzeniami. Były one bardzo ciekawe oraz mym zdaniem - inteligentne. Używają bardzo dobrej techniki latania oraz techniki walki. Smoki nie tylko potrafią ziać ogniem, one potrafią więcej, tylko my po prostu... Nie wiemy o tym. Ja wierzę w to i mam nadzieję, że rzeczywiście tak jest. Po kilku minutach już z daleka widziałam góry. Góry, do których chciałam dziś dotrzeć. Widziałam już na dole piękny, ciemny przez noc las oraz także małe źródełko. Mogłam zobaczyć też ognisko, przy którym siedziały trzy konie, najwyraźniej wędrowcy, czy nawet podróżnicy, którzy jak widać chcieli znaleźć szczęście w tych okolicach. Widziałam też młodego jelenia, jedzącego spokojnie trawę oraz jego matkę, dzielną i cierpliwą samicą, która poświęci się za swojego syna w każdej chwili. Lubiłam sobie tak rozmyślać o życiu innych... Na przykład o mały sarnach, które szukały swej matki, lub nawet małych pegazach, które nie chciały chodzić do szkoły... Przypomniało mi się, jak marzyło mi się być pisarką, i wymyślać różnorodne historie... Może jednak znów do tego wrócę? Przecież tak lubiłam te zajęcie... No dobra, wolałam walczyć niż pisać, ale to też moim zdaniem to też było bardzo dobre spędzenie wolnego czasu. Dobrze się przy tym bawiłam. Czasem nawet śmiałam się z tego co wymyśliłam, ponieważ kiedyś miałam same głupoty w głowie... Zatrzymałam się. Byłam już w górach. Teraz potrzebowałam chwilę odpoczynku, spokoju i koncentracji, bo oprócz walki postanowiłam jeszcze pomedytować, co pomoże mi się skupić oraz trochę uspokoić. Przez ostatnie wydarzenia stałam się bardziej podatna na nerwy niż zazwyczaj, a łatwo wyprowadzić mnie z równowagi, więc... Postaram się jakoś opanować. Po chwili znalazłam się na ziemi. Otoczył mnie niebieski krąg. Zamknęłam oczy. Zaczęłam się skupiać na jednym - spokoju. Zaczął wiać lekki wiatr. Zaczęło się. Moja ulubiona pora, ta, na którą tyle czekałam. Spokój i cisza. No, może nie do końca cisza, bo wiał wiatr. Ale co z tego. Lubiłam wiatr oraz konie, które miały jego żywioł. Raz się z takim przyjaźniłam, w szkole. Razem wspaniale się bawiliśmy... Ach te stare czasy... To wszystko tak szybko minęło... Jednak nie chcę się cofnąć. Nie mam takiego zamiaru, bo to, co przeżyłam było okropne. Nagle usłyszałam szelest. Przez chwilę myślałam, że to tylko wiatr, ale nie traciłam czujności. Po chwili czułam na sobie czyiś wzrok. Był to koń, czułam także woń naszego stada. Nic nie mówiłam. Nie chciałam żeby ktoś znów wyprowadził mnie z równowagi...

Evan?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz