17.09.2017

Od Bandidy

Długo myślałyśmy z Helecho co zrobić z wiadomością od bogów. Nie była ona dla naszego stada i ogólnie świata zbyt kolorowa. Jedynym wyjściem było znalezienie Libro i zapytanie jej gdzie znajduje się Źródło... O ile klacz posiadała taką wiedzę. Chyba, że specjalnie dla nas poszukałaby takich informacji w starych księgach i zwojach.
Wróciłyśmy do kwatery. Dalej jednak nie mogłyśmy pozbyć się wizji zderzenia wymiarów. Miałoby to naprawdę katastrofalny skutek. Stalibyśmy się bezmyślnymi zwierzętami. Nie możemy do tego dopuścić. Nasze przemyślenia przerwał Mal Sueño. Przynosząc tak samo złe wieści... Lecz to chociaż dało się załatwić w szybszy sposób niż przepowiednie.
- Jak to spokrewnieni z "Jetą"? - popatrzyłam w jego stronę.
- Normalnie... Może to być zwiad...
Przeszedł parę kroków i stanął bez ruchu w jednym miejscu.
 Helecho chodziła, wyraźnie zdenerwowana, po komnacie.
- Steel o tym wie?- zapytała.
- Wie. Aktualnie gromadzi wojowników, żeby ich ścigać.
Ogier stał niewzruszony w jednym miejscu czasem tylko zerkając w stronę swojego kruka.
- Dobrze. Spróbujcie się dowiedzieć po co się tu pojawili - przywódczyni spojrzała na Mal'a
Pegaz kiwną głową i odleciał.
- Same złe wieści... To nie dobrze... - powiedziałam podchodzą do okna
Widać z niego było prawie całą krainę.
Helecho tylko przytaknęła. Nie chciałam jej czytać w myślach. Nie teraz.
- Mam coś zrobić? - zapytałam jak zwykle spokojnym tonem.
- Kairavi się z tobą kontaktowała? - zapytała po chwili.
Zacisnęłam zęby na myśl o mojej matce...
- Nie... - odpowiedziałam patrząc w podłogę.
- Jeśli się skontaktuje, zapytaj o przepowiednię... I powiedz co ci przekazała. - stanęła obok mnie
- Dobrze - powiedziałam i odeszłam.
Udałam się do mojego ulubionego miejsca, w którym często myślałam. Położyłam się nad brzegiem Jeziora Objawień. Chciałam wszystko sobie przemyśleć. Powietrze stało w miejscu. Żadnego wiatru. Zdawało się, że czas stanął w miejscu. Korony drzew nie rozmawiały już swoim językiem. W bezruchu wydawały się oczekiwać z utęsknieniem na podmuchy wiatru, żeby znów kontynuować swoje pogadanki. Woda tak samo nie poruszała się. Wszystkie wodne żyjątka najpewniej siedziały na dnie gdzie zapewne było chłodniej. Wpatrywałam się w ciemnoniebieską tafle jeziora. Melancholia pochłonęła mnie już chyba do samego końca. Z zamyślenia wyrwał mnie delikatny plusk na środku zbiornika
- Zapewne Pescado - powiedziałam sama do siebie
Tego osobnika bardzo rzadko można było spotkać. Nie lubił towarzystwa innych koni, lecz czasami można było z nim porozmawiać. Podniosłam się z miejsca i poszłam w kierunku lasu. Miałam nadzieję zastać tam Mariposę. Ona zawsze wiedziała gdzie kto jest i lubiła pomagać innym. Mimo wszystko Libro nie musiała tego widzieć, bo klacz najczęściej przesiaduje w książkach...
- Bandida - usłyszałam głos gdzieś w gęstwinie
Las był jakiś taki... Inny... Drzewa miały żywsze kolory. Wszędzie latały motyle i inne owady. Poszukałam wzrokiem skąd dochodził ten głos... Wydawał mi się znajomy. Dopiero wtedy zorientowałam się, że to kolejny "proroczy" sen.
- Słucham - powiedziałam stojąc w miejscu.
- Słyszałaś już przepowiednię?
- Tak
- Wiesz, że czeka was zagłada jeśli nie znajdziecie Źródła?
- Tak.
- W zwojach i księgach nic nie znajdziecie. Musicie odnaleźć jaskinię - głos oddalał się.
- Jaką jaskinię? - zapytałam. Odpowiedziała mi cisza
- Kairavi... Jaką jaskinię??? - rozglądnęłam się
I znów cisza... Obudziłam się leżąc nad jeziorem. Od razu postanowiłam udać się do Helecho.
- Mam dla ciebie wiadomości - powiedziałam stając za klaczą.

(Helcho?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz