26.09.2017

Od Cenizy cd. Steel'a

W sumie to sama nie wiem, czemu poszłam za Steel'em. Coś czułam, że nie mogę go puścić samego. Moje przeczucia zwykle są słuszne. Poszłam, więc za nim, mimo że on tego nie chciał.
Jedyne co pamiętam to ryk tego zwierza, który wepchnął nas do rzeki... Tak to tylko ciemność.
Nienawidzę wody. Chyba każdy to wie. A ten stwór musiał mnie akurat tam "wepchnąć". Na całe szczęście nie byłam tam sama. Steel mnie uratował. Trochę mi zajęło dojście do siebie. Próbowałam pozbyć się uciążliwej wody z płuc. Kaszlałam, lecz to nie przynosiło pożądanego efektu. Słyszałam tylko odgłosy walki obok siebie. Otworzyłam oczy chyba w najlepszym momencie. Zobaczyłam, jak skrzydlaty lew atakuje ogiera. Bez namysłu wstałam i wywołałam pożogę, zmieniając stwora w żywą pochodnię... Jeszcze trochę kaszląc, podeszłam do niego.
- Nic ci nie jest? - zapytałam trochę zachrypniętym, za sprawą kaszlu głosem.
Nie musiał nic mówić. W sumie, zanim cokolwiek powiedział, zauważyłam ranę na jego ciele...
- Trzeba to opatrzyć. -spojrzałam na niego.
- Nie trzeba... Poradzę sobie - przyglądałam się, jak z bólem próbuje wstać.
- Nie każ mi patrzeć, jak cierpisz - wyszeptałam... Chyba za dużo.
Na szczęście chyba tego nie usłyszał.
- Co tam mamroczesz? - zapytał, podchodząc do mnie.
- Nic... Myślę, gdzie możemy znaleźć najbliższego uzdrowiciela - powiedziałam, patrząc w stronę lasu.
Mój towarzysz postanowił się już nie odzywać. Może z bólu, a może po prostu nie chciał rozmawiać.
- Idziemy - powiedziałam, kierując się w stronę twierdzy.
O dziwo, Steel bez sprzeciwu poszedł za mną. Starałam się iść tak, żeby nie przemęczać ani siebie, ani jego. Mijaliśmy kolejne zagajniki, polany, wzgórza i doliny. Stąd do Camino jest kawałek... Miałam nadzieję znaleźć tam jakaś pomoc. Popatrzyłam na chwilę na ogiera... Chodzenie sprawiało mu wyraźny ból.

(Steel???)
Ratujcie mój brak weny ;-;

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz