24.09.2017

Od Jagódki "Bitwa"

Ja za moment, miało się stać to, na co czekaliśmy. Wojna, w której nie obędzie się bez ofiar obydwu stron. Można było zobaczyć wrogą armię, ale nie była ona ogromna. Wzięłam głęboki wdech. Nie bałam się walczyć. Moim zadaniem było chronienie członków naszego stada, nawet tych, których nie lubiłam. Każdy, kto chciał walczył miał już przygotowaną broń. Nie mieliśmy za wiele łuczników, ale za to mieli wszystkie swoje umiejętności opanowane do perfekcji. Ja ich może do wysokiego poziomu nie opanowałam, ale staram się jak najlepiej walczyć.
- Przydałoby się więcej łuczników. - mruknęła Helecho. - Nie przypuścimy tak salwy. Będziemy musiały eliminować przeciwników pojedynczo.
Skinęłam głową, dając znak, że rozumiem ją.
- Nie przejmuj się jeżeli nie zabijesz. Ranny daleko nie zajdzie, a ktoś będzie musiał się nim zająć. - dodała po chwili. Z chęcią wysłuchałam jej rad. Jednak postanowiłam wykorzystać swoją ulubioną technikę, którą opanowałam do wysokiego stopnia.
- Zostaniemy tu na cały czas bitwy? - zapytałam.
- Aż nas nie wykryją. A w końcu to nastąpi. Zauważą skąd nadlatują strzały. Potem ja wzniosę się w powietrze. Ty zapewne także potrafisz oddawać strzały w locie. - spojrzała na mnie Helecho, a ja kiwnęłam szybko głową. Byłam bardzo dumna z tego, że się do czegoś przydam.
- Ile czasu zostało?
- Hmm... Woda zaczyna się już cofać. Niewiele. Przygotujmy się. - odpowiedziała klacz i zaczęła się przygotowywać do bitwy. Ja także to robiłam. Szybko ze zwykłego łuku stał się niesamowicie szybki i ostry srebrny łuk. Cały zestaw był srebrny. Był trochę nietypowy, ale trudno. Nie zwracałam na to uwagi. Po kilku minutach byłam już gotowa do walki. Nastała cisza. Słyszałam jedynie swój oddech oraz moje szybkie bicie serca. Ponownie wzięłam głęboki wdech. Po chwili już zaczęłam czuć satysfakcję. Przeciwników nie było za wiele. Nasza armia na pewno była większa. Nagle usłyszałyśmy okrzyk Wyrzutków, co oznaczało rozpoczęcie wojny. Helecho dała mi znak i wypuściłyśmy 3 strzały. Udało nam się pokonać 5 wojowników.
- Czas lecieć. - stwierdziła klacz, a ja bez słowa wzniosłam się w powietrze. Uśmiechnęłam się do siebie. Z góry mogłam wszystko dostrzec.
- Rozdzielimy się. - odparła Helecho, po czym odleciała w całkowicie inną stronę. Obserwowałam z góry przebieg bitwy. Użyłam swojej ponad przeciętnej szybkości i wypuściłam pięć strzał na raz do ofiar. Niestety, nie trafiłam do jednej z nich. Spróbowałam jeszcze raz. Udało się. Szukałam głownie oddzielonych od ogromnej armii wojowników, którzy najwyraźniej stchórzyli. Udało mi się niektórych z nich pokonać. Nagle zobaczyłam nowego członka, Darkness'a, który próbował pokonać jednego z Przywódców Straży. Szybko do niego podleciałam i pomogłam mu jak najszybciej zabić Przywódcę. I kolejny raz udało się. Po chwili wiedziałam, że ogier da sobie radę, gdyż towarzyszył mu piękny, ale i na pewno silny wilk. Uśmiechnęłam się do duetu i odleciałam, szukając kolejnych przeciwników. Nagle zobaczyłam Cenizę, która miała zamiar walczyć z jakąś klaczą. Użyłam swojej szybkości i trafiłam strzałą prosto w serce.
- Śmieszna jesteś. - powiedziała tajemnicza klacz jeszcze przed moim atakiem.
- Dzięki. - krzyknęła Ceniza.
- Nie ma za co. - uśmiechnęłam się i odleciałam dalej. Jeszcze wcześniej ujrzałam spadającą Helecho, co mnie zaniepokoiło. Miałam ochotę polecieć do niej i ją uratować, ale widziałam, że już nasz szpieg się nią zajął. Westchnęłam z ulgą i zaczęłam dalej lecieć. W tym samym czasie udało mi się trafić strzałą przeciwnika. Ofiara przeżyła, ale stała się przeźroczysta. Po chwili zdecydowałam się na powrót na ziemię, żeby jeszcze coś zdziałać. Armia przeciwna zmniejszyła się. Dwóch wojowników na raz miało ochotę ze mną walczyć. Niestety, byli chyba silniejsi ode mnie. Okazało się, że obydwoje mieli moce natury. Zaplątali mnie w ogromną, zieloną roślinę. Próbowałam się wydostać, ale na próżno.
- I co teraz nam zrobisz? Nie jesteś taka silna, jak nam się zdawało! - powiedziała klacz.
- Hahahaha!!! - obydwie klacze zaśmiały się, a moje oczy błysnęły jasnym światłem.
- To już za wiele... - szepnęłam. Zaczęłam się robić coraz ciemniejsza i coraz silniejsza. Budziła się we mnie Moc Gwiazdy Polarnej. Bałam się jej użyć i unikałam tego, ale teraz nie miałam wyboru. Kiedy byłam już gotowa, moje oczy nadal były oświetlone. Uderzyłam z całej siły kopytami, dzięki czemu wywołałam małe trzęsienie ziemi. Użyłam także Gwiezdnego Łuku, dzięki któremu udało mi się pokonać klacze. Po chwili wróciłam do normalnej postaci. Moje oczy także stały się normalne. Wzbiłam się w powietrze. Właśnie jeden z członków pokonał Przywódcę Wyrzutków. Armia została pokonana. Niektórzy przeżyli, ale uciekli. Uśmiechnęłam się do siebie. Niestety, nie obyło się także bez ran, rannych i ofiar. Szybko zleciałam na ziemię w stronę małego zebrania, gdzie znajdowała się Helecho i Steel.
- Musimy pomóc rannym! - krzyknęłam. - Jest ich spora ilość... - dodałam, po czym spojrzałam na Helecho.
- Wiemy. Musimy im pomóc. - powtórzyła klacz i się do mnie uśmiechnęła. Ja także odwzajemniłam ten gest. Wreszcie, koniec wojny! Rany nie były poważne. W ogóle nie zwracałam uwagi na lejącą się krew oraz otarcia.

Koniec c:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz