Bezsensownie przestępowałem z kopyta na kopyto. Nic nie było do roboty. Patrzyłem przez okno na drzewa pogrążone we mgle. Zapowiadał się deszczowy dzień. Zacząłem chodzić po komnacie oczekując na jakieś zadanie. Dzisiejsza aura nie pozwalała na spacery po lesie, ani nawet na latanie ponad Nivą. Zostało mi, więc siedzenie w pomieszczeniu. Małym pomieszczeniu... Szczerze wolałbym już stąd wyjść. Mgła spowijała całą krainę... W sumie to tam gdzie sięgał mój wzrok. Obraz stawał się szary i ponury. Nienawidziłem takiej pogody.
- Mal - usłyszałem głos za sobą
- Yhmmm... - mruknąłem odwracając się
Zobaczyłem Cenize. Najwyraźniej też nie miała ochoty na spacery. W sumie to nie lubiła wody, a teraz pewnie chce być od niej jak najdalej, lecz aura na to nie pozwalała.
- Też nie masz ochoty dziś wychodzić z Camino? - zapytała dalej stojąc w progu
- To nie ma sensu... Nie da się latać, więc tak... Nie mam ochoty teraz opuszczać twierdzy- spojrzałem na nią - A ciebie co tu sprowadza? - zacząłem chodzić po komnacie
- Nie mogłam znaleźć nikogo z kim mogłabym porozmawiać
- Bandidy nie ma? - zatrzymałem się przy oknie i znów zacząłem obserwować mgłę
- Nie
- Ciekawe - zamyśliłem się - Chociaż ona nawet w taką pogodę chodzi po lasach
- Phi... Pewnie siedzi w jakiejś jaskini - mój towarzysz wzbił się pod sufit. Nie docenił jednak jego wysokości i uderzył się w głowę. Zaskoczony zaczął spadać na ziemię. Patrzyłem na to rozbawiony. Kruk leżał zdezorientowany na posadzce. W tle słyszałem tylko śmiech Cenizy.
- Śmieszne - podsumował już ogarniając zaistniałą sytuację
Wzbił się w powietrze i tym razem nie przywaląc głową w sufit, wylądował na biurku. Dalej nie mogłem powstrzymać śmiechu, lecz wolałem nadal zachować pokerową twarz. Nie lubiłem okazywać uczuć. Przez cały czas zachowywałem tytuł bardzo poważnego członka stada. Gdy spojrzałem w stronę gdzie stała Ceni. Jej już tam nie było. Najwyraźniej rozmowa za mną nie była na tyle interesująca. Znów zacząłem chodzić bez sensu po pomieszczeniu. Nie widziałem sensu e robieniu czegokolwiek innego. Popatrzyłem na kruka. Siedział obserwując moje poczynania. On też nie miał zamiaru dzisiaj opuszczać przytulnego "zamku" Camino. Tutaj chociaż nie padało. Nie zważając na zwierzaka udałem się na przechadzkę po korytarzach twierdzy.
Wsłuchiwałem się w stukot moich kopyt. W oddali usłyszałem odgłos skrzydeł. Zapewne był to mój towarzysz. Najwyraźniej nie chciał zostać sam w jednej z komnat. Zwykle jednak wolał latać ponad koronami drzew. Przybywał tylko wtedy kiedy chciał.
W czasie mojej przechadzki wymieniłem jeszcze parę zdań z Ozyrysem. Był on w trakcie przygotowania jakiegoś eliksiru. Nie chciałem przeszkadzać mu w pracy. Udzieliłem tylko kilka informacji na temat, gdzie może należeć niektóre skladniki.
Gdy już naprawdę miałem dość chodzenia z powrotem udałem się do komnaty.
- Mal - usłyszałem głos za sobą
- Yhmmm... - mruknąłem odwracając się
Zobaczyłem Cenize. Najwyraźniej też nie miała ochoty na spacery. W sumie to nie lubiła wody, a teraz pewnie chce być od niej jak najdalej, lecz aura na to nie pozwalała.
- Też nie masz ochoty dziś wychodzić z Camino? - zapytała dalej stojąc w progu
- To nie ma sensu... Nie da się latać, więc tak... Nie mam ochoty teraz opuszczać twierdzy- spojrzałem na nią - A ciebie co tu sprowadza? - zacząłem chodzić po komnacie
- Nie mogłam znaleźć nikogo z kim mogłabym porozmawiać
- Bandidy nie ma? - zatrzymałem się przy oknie i znów zacząłem obserwować mgłę
- Nie
- Ciekawe - zamyśliłem się - Chociaż ona nawet w taką pogodę chodzi po lasach
- Phi... Pewnie siedzi w jakiejś jaskini - mój towarzysz wzbił się pod sufit. Nie docenił jednak jego wysokości i uderzył się w głowę. Zaskoczony zaczął spadać na ziemię. Patrzyłem na to rozbawiony. Kruk leżał zdezorientowany na posadzce. W tle słyszałem tylko śmiech Cenizy.
- Śmieszne - podsumował już ogarniając zaistniałą sytuację
Wzbił się w powietrze i tym razem nie przywaląc głową w sufit, wylądował na biurku. Dalej nie mogłem powstrzymać śmiechu, lecz wolałem nadal zachować pokerową twarz. Nie lubiłem okazywać uczuć. Przez cały czas zachowywałem tytuł bardzo poważnego członka stada. Gdy spojrzałem w stronę gdzie stała Ceni. Jej już tam nie było. Najwyraźniej rozmowa za mną nie była na tyle interesująca. Znów zacząłem chodzić bez sensu po pomieszczeniu. Nie widziałem sensu e robieniu czegokolwiek innego. Popatrzyłem na kruka. Siedział obserwując moje poczynania. On też nie miał zamiaru dzisiaj opuszczać przytulnego "zamku" Camino. Tutaj chociaż nie padało. Nie zważając na zwierzaka udałem się na przechadzkę po korytarzach twierdzy.
Wsłuchiwałem się w stukot moich kopyt. W oddali usłyszałem odgłos skrzydeł. Zapewne był to mój towarzysz. Najwyraźniej nie chciał zostać sam w jednej z komnat. Zwykle jednak wolał latać ponad koronami drzew. Przybywał tylko wtedy kiedy chciał.
W czasie mojej przechadzki wymieniłem jeszcze parę zdań z Ozyrysem. Był on w trakcie przygotowania jakiegoś eliksiru. Nie chciałem przeszkadzać mu w pracy. Udzieliłem tylko kilka informacji na temat, gdzie może należeć niektóre skladniki.
Gdy już naprawdę miałem dość chodzenia z powrotem udałem się do komnaty.
(Ktoś xd? )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz