15.10.2017

Od Steel'a cd. Od Cenizy

Zatrzymaliśmy się na nie najdłuższą przerwę. Słońce delikatnie grzało mój grzbiet. Rozejrzałem się ostrożnie. Z całą pewnością nie chciałem znów wchodzić w konfrontację z potworami. Z ulgą stwierdziłem, że niczego nie ma w pobliżu. Zająłem się więc sprawdzaniem, czy zawartość sakwy jest w dobrym stanie. Nie widziałem żadnych problemów.
-Wszystko w porządku?- zapytałem, gdy Ceniza skończyła przeglądać swój ekwipunek.
Skinęła tylko głową i podeszła do drzewa rosnącego nad brzegiem rzeki. Spoglądałem na nią ukradkiem, gdy z wahaniem podeszła do brzegu i zaczęła wpatrywać się w swoje odbicie. Ruchem głowy odgarnęła z pyska kosmyk grzywy. Podszedłem do niej, niby bezcelowo. Nachyliłem się i zacząłem pić wodę z rzeki. Czułem, że mi się przygląda. Wyprostowałem się i spojrzałem na drugi brzeg. Nic się tam nie działo, jednak bacznie przyglądałem się krzewom. Jednocześnie gorączkowo myślałem. Wiedziałem, że mam teraz okazję wyrazić klaczy... Co do niej czuję.
W tej ciszy, delikatnej jak poranna mgła było coś, co mnie do tego skłaniało. Ja, który bez wahania stanie na czele oddziału i poprowadzi go, choćby na śmierć. Teraz? Teraz nie mogłem znaleźć odwagi na wypowiedzenie paru słów.
-Ceniza?- zacząłem, starając się brzmieć śmielej niż się czułem.
-Tak?- zapytała po chwili milczenia.
Chyba spanikowałem. Ta chwila będzie mi ciążyła do końca życia.
-Idziemy już?- zaproponowałem, zamiast otworzyć przed nią swe serce.
-Tak, tak...- odparła przygaszona.
Chyba również czuła wcześniej tą tajemniczą energię, która drążyła mój umysł popychając do wyznania uczuć. Teraz czar prysł. Za moją przyczyną.
Ruszyliśmy kłusem. Na zachód. W milczeniu.

(Ceniza?)
Bez komentarza

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz